Walka o przetrwanie, czyli "Błoto słodsze niż miód" – recenzja

  • Data publikacji: 28.02.2019, 17:20

Jeśli zwycięskiego składu się nie zmienia, to i prawo serii należy uszanować. W związku z tym postanowiłem kontynuować drogę lektury rodzimej literatury. Po niesamowitych Księgach Jakubowych przyszła pora na reportaż Małgorzaty Rejmer – Błoto słodsze niż miód, czyli zdobywcę tegorocznego Paszportu Polityki w kategorii literatura.

 

Dobry reporter potrafi znaleźć temat wszędzie, ale tylko wybitny odnajduje go tam, gdzie nikt go nie widzi. Trudno mi uciec od podobnej myśli, gdy zastanawiam się, dlaczego ktoś miałby pisać o komunistycznej Albanii, a przynajmniej tak było przed podjęciem lektury. Kojarzyłem ten kraj ze swego rodzaju brutalnością, przestępczością zorganizowaną, europejskim, ale jednak, trzecim światem, o jego historii nie wiedziałem zupełnie nic. Dopiero Małgorzata Rejmer pozwoliła mi szerzej otworzyć oczy.

 

Wszystko dlatego, że postanowiła opowiedzieć o czarnych latach albańskiej egzystencji. Komunizmie, który wydawał się istnym piekłem na ziemi. Nie mam zamiaru umniejszać terroru, który nie raz boleśnie odcisnął się na naszym kraju, bardziej chodzi mi o niesamowitą skalę okrucieństwa, która mogła objąć każdego bez wyjątku. Jest ogromna różnica między jawnym sprzeciwianiem się systemowi, któremu podlega kara, a niepochlebną opinią wypowiedzianą wśród najbliższych, która może skończyć się wieloletnim więzieniem.

 

Mówienie o jednostce zdolnej zmienić świat to truizm, ale boleśnie prawdziwy, gdy przedstawia się Envera Hoxhe – dyktatora, który sprawił, że Albania zamknęła się na świat. Kogoś, kto po kolei zrywał wspólne więzi z Jugosławią, Związkiem Radzieckim czy Chinami, ukazując podległe mu państwo jako jedyną, prawdziwą ostoję komunizmu. Władcę świadomego nędzy i wyniszczenia, pozbawiającego swych rodaków szansy na normalne życie.

 

 

Wstrząsający jest rozmach, z jakim ten system potrafił zainfekować każdego. Zupełnie przeciętne istnienia, ot tak, bez szczególnych powodów, miały łamane życia w ułamku sekundy. Spróbujcie sobie wyobrazić, że rozmawiacie z przyjaciółmi, cieszycie się towarzystwem i mimowolnie wypowiadacie choćby taką kwestię: - Słyszałem, że piwo we Włoszech jest wspaniałe. Tylko tyle, a wystarczy, by następnego dnia do drzwi podeszły służby, zabrały na przesłuchanie i - po odpowiednio krwawej motywacji - podsunęły wyrok więzienia, który wielu podpisałoby z rozkoszą, byle kat przestał się już nań pastwić.

 

Nie dziwi więc, że ludzie pilnowali się na każdy kroku. Powiedzieć, że ściany mają uszy, to mało, to nic. Nawet w rodzinie, czyli strukturze najbliższej sercu, mógł czaić się zdrajca. Czy kobieta, którą kocham mogłaby mnie zadenuncjować, czy brat, którego znam od zawsze, przekazałby władzom coś w zamian za zapłatę? Myślenie przerażające, a w tych realiach namacalne, prawdziwe, świadczące o okrutnej codzienności, desperacji i niepewności jutra.

 

Rejmer opowiada o tym różnymi głosami. Przedstawia ludzi, którzy zostali skazani za próbę ucieczki, nie godzili się na nędzę. Tych, którzy - mimo znakomitych predyspozycji - byli szykanowani ze względu na pochodzenie, ale także zwykłe osoby z tłumu, które znalazły się w złym miejscu i czasie, a ich małe potknięcie skutkowało niezatartym piętnem. Pojawiają się także inne perspektywy, chociażby zagorzałego fana Hoxhy, który, trochę wzorem rodzimej narracji, opowiada, jak to dobrze było kiedyś, wszyscy równi, krzywdzeni tylko ci, którzy zasłużyli. Słowem – komuno wróć.

 

Ta ostatnia relacja, o której wspomniałem, szczególnie razi, gdy brnie się przez błota, kolejne lata zmieniającej się mordęgi, krótkie chwile ulgi, po których jeszcze mocniej zaciskano kajdanki. Miłości do bliskich, którą wykorzystywano, byle tylko wymusić takie, a nie inne postępowanie. Świadomość ciągłości, tego, że nawet jeśli uda nam się uciec, to w zamian ucierpią nasi najbliżsi. Bezwzględny system naczyń połączonych, wypełnionych krwią.

 

 

Błoto słodsze niż miód to krajobraz kraju jak z koszmaru. Kolaż opowieści składających się na wizerunek strachu czyhającego każdej nocy pod łóżkiem. To nie tylko miejsce na pokazanie panoramy danego miejsca, ale też znieczulicę postronnych. Opowieść o Albańczykach zamkniętych na stadionie Bari, czy zatopionych w rozpaczliwej próbie dostania się do lepszego świata, relacje łamiące serce. Tym bardziej, że dziś, zalani medialnym przekazem dotyczącym imigrantów, zapominamy o naszych ucieczkach do lepszego świata. Portach, które przyjęły nas w okresie stanu wojennego i nie tylko. To nie tyle reportaż o czasach minionych, co zwierciadło dla tego, co tu i teraz, w które powinniśmy zajrzeć i może parę rzeczy przemyśleć.

 

Głosy komunistycznej Albanii nie byłyby tak wyraźne, gdyby nie znakomita postawa autorki, która nie pozwala, by okrucieństwo było jedyną odsłoną bohaterów . To przede wszystkim ludzie mający nieszczęście żyć w bezwzględnych czasach. Tortury boleśnie odbiły się na ich istnieniach, ale nie stały się głównym przedstawicielem życia. Ogromną zasługą Rejmer jest też to, że choć opowiada o rzeczach trudnych, czyni to w bardzo przystępny sposób. Poznawanie skrawków Albanii w jej wydaniu jest druzgocące i fascynujące zarazem. Być może dlatego, że znajdujemy w nich wiele odbić naszej niedawnej rzeczywistości, a przy tym doprowadzenie jej w wielu aspektach do ekstremum.

 

Nie mam żadnych wątpliwości, że Paszport Polityki wylądował w odpowiednich rękach. Małgorzata Rejmer opowiada tu o czasie minionym, ale jego wydźwięk jest bardzo aktualny. Przypomina o niezabliźnionych ranach, nieukaranych sprawcach i niespełnionych nadziejach. Choć Błoto słodsze niż miód dotyka rzeczy strasznych, trudno nie dostrzec w tej książce odwołania do ludzkiej empatii. Do zaprzestania spoglądania na niedaleką biedę przez pryzmat odżegnania  - to nas przecież nie dotyczy. Pozornie nawołujemy do pamięci, a o wielu rzeczach łatwo zapominamy i być może dlatego to tak ważna lektura. Przypomina nie tylko o tym, żeby pamiętać, ale coś z tą pamięcią zrobić.

 

Ocena - 8/10