Przepis na miłość, czyli "Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw" - recenzja

  • Dodał: Sebastian Sierociński
  • Data publikacji: 04.08.2019, 16:55

Kino akcji bez wątpienia jest specyficznym gatunkiem filmowym - dającym sporo miejsca i możliwości twórcom, lecz jednocześnie prowadzącym do łatwego popadnięcia w odmęty powtarzalności. Tak więc po znakomitym okresie lat 90-tych rynek filmów z wybuchami i pościgami w tle zaliczył niemałą depresję i nie zdołały ocalić go nieliczne perełki. W 2019 pojawia się zaś Hobbs i Shaw - film, który w swojej prostocie potrafi tę miłość do kina akcji rozpalić na nowo. Serdecznie zapraszam.

Tytułowi Hobbs i Shaw powracają. Gdy światu zaczyna grozić niebezpieczeństwo, jedynym ratunkiem okazać się mogą właśnie oni! Odwieczni rywale muszą odrzucić różnice i zaakceptować swoje wady, by wspólnymi siłami pokrzyżować plany złowieszczej organizacji Eteon. Złośliwy los szybko pokaże jednak, że naszych bohaterów czeka wyjątkowo ciężka przeprawa.



Choć najnowsze dzieło Davida Leitcha reklamuje się jako spin-off kultowych Szybkich i wściekłych, zapewniam, że Hobbs i Shaw to zupełnie nowa, oddzielna historia o innym zamyśle i wydźwięku. Dalece jej od samochodowo-wyścigowej opowieści z Vinem Diesel’em i Paulem Walkerem na czele. Ale to dobrze, bo kosztem charakterystycznego klimatu słynnej serii H&S buduje świeży rozdział w świecie, który doskonale znamy, jednocześnie implementując elementy zbliżone do science fiction, więc trudno mówić tu o powtarzalności względem pierwowzoru.

Na czym polega jednak fenomen Hobbs i Shaw? Cóż, pamiętacie może duet gliniarzy z Godzin Szczytu, a może bohaterów Zabójczej broni? Dwayne Johnson i Jason Statham podjęli się dość trudnego zadania, ale wypełnili je w stu procentach. Panowie wykreowali ten klasyczny, a jednocześnie świeży obraz zmuszonej do współpracy dwójki różniących się diametralnie charakterów. I to właśnie obserwowanie ich niezwykłej relacji sprawia tyle radości i satysfakcji.



Twórcy już od początku wyraźnie zaznaczają przepaść między bohaterami, a przesycone docinkami i pierwszorzędną nienawiścią dialogi tylko podkreślają owe różnice. Ich stała rywalizacja i prywatny wyścig w dążeniu do wypełnienia misji zarysowano w sposób dowcipny, acz subtelny – czyli bez wątpienia taki, jak życzyliby sobie tego miłośnicy Szybkich i wściekłych.

Oczywiście, nie samym gadaniem człowiek żyje. Wie o tym także David Leitch, którego tytuły w filmografii raczej nie szczycą się mistrzowskim scenariuszem, a nadrabiają oprawą wizualną. Twórca i tym razem nie zapomniał o odbiorcy pragnącym prostej, acz satysfakcjonującej rozróby. Jeżeli stęskniliście się za efekciarskimi pościgami w akompaniamencie walących się budynków - Hobbs i Shaw to film dla Was. Sceny akcji wręcz tętnią adrenaliną. Każdy z tytułowego duetu gentlemanów szczyci się zupełnie inną metodą działania. Często obserwujemy więc akcję z dwóch perspektyw, a kiedy wreszcie dochodzi do kooperacji, film nabiera niewyobrażalnego tempa.



To jednak nie jest już zupełnym plusem. Produkcja nie ustrzegła się bowiem podstawowego błędu filmów akcji – na większość elementów fabuły, a nawet pobieżne rozpisanie postaci i ich intencji zwyczajnie zabrakło czasu, bo w jednej chwili bohaterowie odbijają zakładnika, lecz momentu na spokojną rozmowę nie ma, bo oto trzeba pędzić na spotkanie kolejnej misji. Cierpi na tym głównie antagonista – w tej roli znakomity Idris Elba. Postać wspomaganego supernowoczesną technologią superżołnierza zyskała zaledwie 2-3 solowe sceny, co w rezultacie ograniczyło filmowego Brixtona do roli bezmyślnego siepacza, a szkoda, bo potencjał na tę ciekawą postać był wielki.



I tak jak wspominałem wcześniej - Hobbs i Shaw to absolutnie banalna historia z prostymi, acz zabawnymi dialogami, jeszcze mniej skomplikowaną fabułą i schematami, które tak dobrze znamy z klasyków kina akcji. Są tu więc typowe pościgi w płomieniach ognia, zwroty akcji w ostatnich sekundach i wreszcie spora dawka miejscami raczej niewymagającego humoru, którego twórcy nie szczędzą. A jednak spin-off stoi na własnych nogach, nawet bez etykiety sprawdzonej marki Szybkich i wściekłych. To pierwszorzędna produkcja akcji, którą aż chce się chłonąć, nawet jeśli nie jesteśmy miłośnikami wybuchów i pościgów na sali kinowej.



I za to Leitchowi należą się gromkie brawa. Hobbs i Shaw budzą we mnie pewną dziecięcą radość, którą dotychczas kojarzyłem z przygodami bohaterów wspomnianych klasyków. I być może to właśnie połączenie Rocka ze Stathamem, a to wszystko w panierce z nieskrępowanej rozróby stanowi ten niezwykły przepis na odnowienie miłości do klasycznych obrazów kina akcji? Cóż, na to wygląda, bo Leitch całymi garściami czerpie z akcyjniaków sprzed lat. I to właśnie jest muzyka dla moich uszu. Czy istnieje bowiem coś piękniejszego, niż widok ekscytującego pojedynku trójki największych twardzieli współczesnego kina (no, może oprócz Keanu), a to wszystko na pace pędzącej ciężarówki, na którą lada chwila zawali się budynek?



Takich obrazów najnowsze dzieło twórcy Johna Wicka nie szczędzi. I o to chodzi – Hobbs i Shaw nigdy nie miał być złożoną historią szpiegowską o podwójnym dnie. Przeciwnie – to od początku do końca szczera i niezmącona zbędnym zadufaniem piaskownica, w której to twórcy puszczają wodze fantazji, by w efekcie powstała ta wybuchowa niczym duet Johnson & Statham mieszanka najlepszych filmów akcji ostatnich lat, na której osobiście bawiłem się naprawdę dobrze, nawet w perspektywie leżącej fabuły i miejscami kiepskich dialogów. Cóż bowiem, że już przed seansem domyślamy się zakończenia filmu, skoro twórcy dostarczają nam dwóch godzin banalnej, acz czystej rozrywki?

Tak więc, chyba nie trzeba zastanawiać się dłużej. Sale kinowe czekają, a w nich ponad dwie godziny pierwszorzędnego funu i bezwstydnej rozróby. I choć Hobbs i Shaw nie jest oczywiście produkcją pozbawioną wad, czasem i gryzących w oczy, to bez wątpienia warto poświęcić jej czas, szczególnie, jeśli tęsknicie za czasami, kiedy ekrany kin emanowały istnym baletem ognia i pięści!


Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw (Reż. David Leitch)
7,5/10

Sebastian Sierociński

Student Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Miłośnik kina, literatury, gier komputerowych i muzyki. Kontakt: sierocinskisebastian00@gmail.com