Koniec wieńczy dzieło - recenzja "Władców czasu" Urturi

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 26.02.2020, 11:11

Dziś na księgarnianych półkach pojawi się trzecia część "Trylogii Białego Miasta" Evy Garcii Saenz de Urturi. Seria zdobyła na całym świecie olbrzymią popularność, ale tym tomem definitywnie się kończy. Szkoda, że ta ostatnia część nie jest aż tak dobra jak dwie poprzednie.

 

Przyznaję szczerze, że od pierwszych zdań pierwszej części trylogii (Cisza białego miasta) stałem się fanem baskijskiej pisarki. Część druga (Rytuały wody) nie zawiodą moich oczekiwań, "połknąłem" ją w dwa wieczory. Czekałem więc niecierpliwie na Władców czasu, ciesząc się, że oczekiwanie polskiego czytelnika będzie zdecydowanie krótsze niż hiszpańskiego, wszak polski wydawca de Uerturi ogarnął wydanie serii, która powstawała kilka lat, w ciągu 12 miesięcy. Doczekałem się nieco wcześniej niż reszta polskich wielbicieli Krakena i reszty, lektura znów zajęła mi dwa dłuższe nieco wieczory, które upłynęły sam nawet nie wiem kiedy, ale mam pewnego rodzaju niedosyt.

 

Oczywiście jest to też żal, że wszystko się kończy, że żegnamy się z bohaterami Trylogii Białego Miasta, choć zostawiamy ich w bardzo dobrym momencie ich życia. Są jednak Władcy czasu ciut inni niż poprzednie części. Warstwa kryminalna zdecydowanie tu dominuje, na nieco dalszy plan schodzą wątki osobiste bohaterów, ale niestety także zdecydowanie mniej jest też elementów przedstawiających kulturę, architekturę Białego Miasta i jego okolic. W recenzji Ciszy białego miasta przyrównywałem Urturi do Carlosa Zafona i jego Cmentarza Zapomnianych Książek, ostatnia część już takiego zafońskiego klimatu nie nosi. Przynajmniej mi takich skojarzeń nie dostarcza. Jest bardzo dużo odwołań historycznych, ale "przewodnikiem turystycznym" po Kraju Basków książka ta nie jest.

 

Sama intryga jest bardzo interesująca, poprowadzona przez autorkę wartko, sprawnie, logicznie, a jednak w finale nieco zaskakująco. Nie jest ona aż tak mocna, mroczna i krwawa jak w pierwszych dwóch częściach, ale wciąga, intryguje, zmusza do myślenia i kombinowania. To też zwyczajowo bardzo mocna strona twórczości hiszpańskiej autorki. Książka ma dwie przestrzenie czasowe, niby zupełnie niezależnie, ale jednak bardzo istotnie na siebie wpływające. Ten zabieg autorki wpływa korzystnie na odbiór powieści, nie jest on tak nudny, sztuczny i powtarzalny jak u Camilli Lackberg, która przecież bez retrospekcji nie jest w stanie napisać więcej niż 100 stron.

 

Warstwa językowa Władców czasu to bardzo mocna strona powieści. Warsztat autorki jak i jej polskiej tłumaczki (Katarzyna Okrasko) jest bardzo solidny i przez całą powieść (a w zasadzie cały cykl) równy. Czyta się książkę bardzo lekko zarówno dzięki fabule, jak i językowi. Dialogi są naturalne, nie ma w nich sztuczności tak charakterystycznej dla wielu współczesnych autorów, szczególnie tych polskich, piszących na akord. Widać, że Urturi "dopieściła" swoje dzieło, a tłumaczka doskonale czuje jej język.

 

Władcy czasu definitywnie zamykają serię. Zamknięcie jak na standardy literatury sensacyjnej jest bardzo przyjemne, ciepłe i optymistycznie. Jako czytelnicy cieszymy się z tego, co spotyka głównych bohaterów, jakie ostateczne życiowe decyzje podejmują. Przynajmniej ja to tak odbieram, pomimo, że nie ma już przestrzeni na kolejne części Trylogii Białego Miasta. I to zamknięcie jest podsumowaniem całej długiej historii Krakena i jego bliskich. Mrocznej, czasami dramatycznej, ale jednak w sumie po prostu dobrej.

 

Z zaciekawieniem będę czekał na kolejne powieści Urturi, mam przecież nadzieję, że to koniec Białego Miasta, ale nie koniec jej twórczości.

 

Władcy czasu

Eva Garcia Saenz de Urturi

Wydawnictwo Muza

Premiera 26 lutego 2020

stron 506

ocena: 8/10

 

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.