Nie dać się zwieść początkowi - recenzja "Na progu zła" Louise Candlish

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 01.05.2020, 23:10

W ostatnich latach na polskich półkach księgarskich pojawia się sporo liczba thrillerów psychologicznych autorów angielskojęzycznych. W wielu przypadkach ich jakość jest daleka od przyzwoitości. Inaczej jest z Na progu zła, ale tylko wtedy, kiedy przetrwa się pierwszych kilkadziesiąt stron książki.

 

Muszę się szczerze przyznać, że powieść angielskiej pisarki Louise Candlish, która w Polsce opublikowała wcześniej dwie powieści przyjęte raczej chłodno (Zniknięcie Emily Marr i Od kiedy cię nie ma), miała nieco pecha jeśli chodzi o moją początkową ocenę. Po pierwsze trafiła w moje ręce zaraz po zakończeniu lektury porywającego bez reszty Instytutu Stephena Kinga. Lektura czegokolwiek po dziele amerykańskiego mistrza będącego w swojej optymalnej formie, jest niczym spożywanie flaczków w przydrożnym barze dzień po kolacji w restauracji z dwoma gwiazdkami Michelina. Po drugie jestem zwolennikiem klasycznej, jednolitej narracji, to znaczy od pierwszej do ostatniej strony utrzymanej w tym samym stylu, w tej samej osobie i tym samym czasie. A Na progu zła ma narracje aż trzy - dwie w pierwszej osobie (prowadzone przez dwoje głównych bohaterów) i jedną w osobie trzeciej. Dodatkowo każda z nich ma teoretycznie inną formę - wyznania bohaterki prezentowane są w formie zapisu tekstowego nagrania podcastu, zwierzenia bohatera to "plik world", a narrator używa czasu przeszłego i jest "wszechwiedzący". Modne ostatnio, dla mnie kompletnie z niezrozumiałych powodów, pomieszanie z poplątaniem. Gdyby jeszcze te trzy narracje różniły się czymś więcej niż tytułami, byłoby to akceptowalne, ale tak naprawdę nie różnią się one wcale - ani językiem, ani stylem pisania/mówienia, no niczym. Tylko poprzez rodzaj końcówek w czasownikach można się zorientować, że mówi to ona a nie on. No cóż, do takich eksperymentów z formą trzeba mieć po pierwsze dobrą treść, a po drugie znakomity warsztat.

 

Tak więc z trudnością ogromną przebrnąłem przez pierwsze kilkadziesiąt stron, bo dodatkowo wyglądało na to, że Candlish raczy czytelnika kolejną powieścią o nieudanym związku małżeńskim, w którym jedno jest złe (kat), a drugie dobre (ofiara). Zagadkowe pozostaje dla czytelnika jedynie to, czy role do końca pozostaną niezmienione, czy też nastąpi "nieoczekiwana zamiana miejsc". Bez bicia przyznaję, że gdybym nie otrzymał tej książki od wydawnictwa, odłożyłbym ją na półkę i nigdy nie wrócił, co zdarza mi się niezmiernie rzadko. Jednak o ile recenzent o ocenianym dziele nie jest zobowiązany pisać dobrze, a nawet przyzwoicie, to musi je jednak przeczytać do końca. Chcąc nie chcąc brnąłem dalej w historię kreśloną przez Candlish i... nie żałuję.

 

Historia małżeństwa Brama i Fi rozwija się dość leniwie, ale w dobrym dla czytelnika (nie, bohaterowie z tego rozwoju raczej nie są zadowoleni) kierunku. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej wciąga i zaciekawia, może nie aż do etapu, w którym trudno się położyć spać nie poznając finału, ale jednak mniej więcej od połowy czyta się szybko i z przyjemnością. Z całą pewnością historię można było zmieścić w nieco mniejszej liczbie znaków (Na progu zła ma przeszło 500 stron) z korzyścią dla jej dynamiki i akceptowalności zwłaszcza w początkowej części. Końcówka zaskakuje, może nie szokuje, ale jest jednak trudna do przewidzenia - może nie w całości, ale jednak w znamiennej części. Warto więc przebrnąć przez początkowe dłużyzny, by skończyć z poczuciem, że nie zmarnowało się czasu.

 

Nie ma co w tej powieści szukać jakiegoś ponadczasowego przesłania poza tym najprostszym, że warto być mądrym, dobrym i uczciwym, nawet jeśli okoliczności przyrody wraz z tym co dostaliśmy od naszych rodziców nie są sprzyjające. Bo głupota, zło i nieuczciwość są złe i nie prowadzą do niczego dobrego. Proste. Wartością dodaną książki jest obraz mieszkańców Londynu, typowych Anglików, małomieszczańskich, średniozamożnych, uwikłanych w przeróżne zależności w pracy, domu i sąsiedztwie. Jakkolwiek i tu można autorce zarzucić brak różnorodności - wszyscy bohaterowie drugiego i trzeciego planu są niemal swoimi kalkami, ale w moim odczuciu wiernymi odzwierciedleniami prawdziwych londyńczyków z przedmieść. Ciekawa jest też koncepcja "czuwania przy gnieździe" - nie wiem, czy jest ona rzeczywiście stosowana w Anglii, czy powstała w wyobraźni autorki, ale z całą pewnością jest to dobra alternatywa dla rozchodzących się par posiadających dzieci.

 

Reasumując... Mieszane mam uczucia po lekturze tej książki. Z jednej strony ostatecznie wciągnęła mnie, czytałem ją z przyjemnością i zaciekawieniem, a na koniec nawet uniosłem brwi z niejakim zdziwieniem. Z drugiej niepotrzebne moim zdaniem rozciągnięcie historii, nie lubiana przez mnie mozaikowa narracja, niedociągnięcia warsztatowe. Jeśli ktoś nie da się zwieść kampanii reklamowej wokół tej powieści i nie będzie oczekiwał literackiego arcydzieła, to się nie zawiedzie, przeczyta z przyjemnością, ale raczej do panteonu najważniejszych lektur życia powieści Louise Candlish nie zaliczy.

 

Książka otrzymała w Anglii nagrodę Brtish Book Award 2019 w kategorii kryminał, thriller i sprzedała się w ponad 200 tysiącach egzemplarzy. Hym... Widać w kraju tym nie pisuje się bardzo dobrych thrillerów. Bo ten jest niezły, ale nic więcej.

 

Tytuł: „Na progu zła”

Autor: Louise Candlish

Data premiery: 15 kwietnia 2020

Tłumaczenie: Radosław Madejski

Cena: 44,90 zł

Liczba stron: 512

Wydawnictwo Muza SA

 

Ocena: 6/10

 

 

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.