O dramatach "W cieniu drzewa" - recenzja filmu

  • Data publikacji: 26.06.2018, 18:47

W cieniu drzewa to jeden z tych filmów, do których trzeba dojrzeć. Z początku niepozorna sprzeczka sąsiadów okazuje się być czymś znacznie bardziej poważnym, za czym kryją się prywatne dramaty. Islandzka produkcja zapewnia widzom specyficzny humor i klimat, odpowiednio wyważoną muzykę, a przede wszystkim symbol, który idealnie spaja całą fabułę.

 

Zaczyna się dość poważnie. Żona Atliego wyrzuca go z domu i zabrania mu widywać się z córką. Mężczyzna wprowadza się do swoich rodziców, na których podwórku stoi tytułowe drzewo. Widzowie są świadkami, jak staje się ono powodem sprzeczek z sąsiadami, Konradem i Eybjorg. Spora część filmu pokazuje właśnie kolejne wymysły na uprzykrzenie życia ludziom "za płotem". Wszystko to początkowo jest jednak w formie żartu, niepewne i niewzbudzające większych emocji. W międzyczasie stopniowo dostajemy jednak prawdziwe uczucia ukryte w bohaterach. Atli wciąż walczy o możliwość widywania się z córką, na jaw wychodzą też problemy, z którymi zmagają się Konrad i Eybjorg, a ich sąsiedzi - Inga i Baldvin - również walczą z własnymi potworami. 

 

W cieniu drzewa w 2018 roku był kandydatem Islandii do Oscara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Jest to trzecia produkcja islandzkiego reżysera, Hafsteinna Gunnara Sigurðssona. Odznacza się ona przede wszystkim prostotą, pokazaniem człowieka od jego najsłabszej strony. Inga, w której rolę wciela się Edda Björgvinsdóttir, zagrała tak, że widz faktycznie mógł poczuć emocje, ocenić jej postać tak, jakby to była prawdziwa osoba z kręgu jego znajomych. Pozostali aktorzy też wyróżniają się tym, że są... zwyczajni. To, moim zdaniem, jest przewaga tego filmu: ukazanie normalnego życia i bohaterów, z którymi widz może się w pewnym stopniu utożsamić.

 

Zachwyca też muzyka, której się prawie nie zauważa, bo jest tak dobrze wpleciona w fabułę i wybija się na pierwszy plan tylko wtedy, gdy faktycznie powinna. Docenić należy również zdjęcia, ujęcie tego, co najważniejsze i najstraszniejsze zarazem. Momentami dostajemy też fragmenty z pozoru nic nie znaczące, ale tak naprawdę pozwalające na chwilę przemyśleń, przeanalizowanie tego, co wydarzyło się do tej pory i przygotowanie na dalszą część.

 

W cieniu drzewa jest może filmem nieco przewidywalnym, ale w pewnym stopniu właśnie to czyni go dobrą produkcją. Widz przez 90 minut wpatruje się w ekran i to, co widzi ani mu się nie dłuży, ani nie sprawia, że podskakuje co chwilę w fotelu. Moim zdaniem nie od razu wydobywa się z niego całą wartość - stopniowo dociera do obserwatora to, co reżyser tak naprawdę chciał powiedzieć. Może właśnie fakt, że od pewnego momentu da się przewidzieć resztę, sprawia, że można skupić się na tym, co naprawdę jest ważne, co ukryte jest W cieniu drzewa

 

Ogólna ocena: 7/10