Alkohol, samobójstwa i kasa - obraz Gujany Francuskiej według Tomasza Owsianego

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 08.12.2020, 11:22

Niedawno na rynku księgarskim pojawił się interesujący zbiór reportaży o Gujanie Francuskiej - Kraj naprawdę i na niby, autorstwa Tomasza Owsianego. Przeczytałem go z dużym zainteresowaniem zachęcony zapowiedziami, jednak z upływem czasu i przeczytanych stron miałem coraz bardziej mieszane uczucia. Mam je i teraz, gdy ostatnia strona już za mną.

 

Owsiany to dość młody reportażysta, romanista, tłumacz języka francuskiego, podróżnik. W dorobku ma już docenione przez fachowców książki o Filipinach i Madagaskarze. Teraz postanowił odwiedzić i pokazać polskiemu czytelnikowi Gujanę Francuską, skrawek Francji i Europy w Ameryce Południowej. Miejsce specyficzne, gdzie mieszają się i ścierają stare plemienne, indiańskie tradycje z współczesną nowoczesną europejskością. Taka mozaika sztucznie połączonych ze sobą kultur. I trzeba przyznać, że reporter bardzo dokładnie, wnikliwie i dogłębnie ten dziwny kraj zwiedził i zbadał. Udało mu się dotrzeć praktycznie wszędzie, nawet tam, gdzie żaden inny Polak wcześniej nie był. Jak przystało na polską szkołę reportażu, autor stara się poznać to, co opisuje od wewnątrz. Spędza sporo czasu wśród rdzennych mieszkańców Gujany, pracuje z nimi, bawi się, przeżywa smutki i radości. Opisywane problemy stara się przedstawić ze wszystkich stron, nie przyjmuje jednej optyki, próbuje unikać oceniania, choć nie jest to łatwe. Z tego punktu widzenia książka jest wiarygodna, warsztatowo i faktograficznie dopracowana. U czytelnika wytrwałość i cierpliwość w dążeniu do celu wzbudza podziw. Wszak nie każdy byłby w stanie tak długo strać się o możliwość spędzenia kilku dni w obozie nielegalnych złociarzy, czy wiosce indiańskiej na najdalszej rubieży kraju. Owsiany na ogół dopina swego, dzięki czemu obraz tego wciąż dzikiego, ale pięknego państwa wydaje się pełny, obiektywny. W tej warstwie autor przypomina Jacka Hugo-Badera, który w mojej opinii jest mistrzem docierania tam, gdzie "diabeł nie może". 

 

To co mnie gryzie w reportażach Owsianego, to wypływające z jego słów przekonanie, że reporter może więcej, że ma prawo oczekiwać, że legitymowanie się mianem pisarza powinno otwierać mu wszystkie drzwi, które są zamknięte prized "zwykłym turystą". Autor bywa zaskoczony tym, że pokazanie wcześniej opublikowanych książek nie zjednuje mu sympatii tubylców, ani nie daje uprzywilejowanej pozycji w rozmowach o największych problemach dotykających miejscowych społeczności. Jeszcze bardziej zaskakuje mnie Owsianego upór w walce o możliwość wykonania zdjęć. Tak, jakby reportaż bez dokumentacji fotograficznej miał być mniej wartościowy, tak jakby się obawiał, że bez fotek będzie mniej wiarygodny w swoim przekazie. Dla mnie opublikowane w książce zdjęcia może i są interesujące, ale bez nich też książka miałaby dużą wartość. I ten "zdjęciowy" upór generuje szereg problemów - mniej i bardziej formalnych. To trochę tak, jakby czarnoskóry reporter z Nigerii wprosił się do jednego z tradycyjnych domów w Murzasihlu, oczekiwał ugoszczenia, pozwolenia na zrobienie zdjęć przy wigilijnym stole i zgody na ich publikację w afrykańskich facebookach czy instagramach. Spróbujcie postawić się w roli tych górali... Byliby zadowoleni? Zgodziliby się? Zwłaszcza gdyby wcześniej kilku innych reporterów opublikowało ich zdjęcia niekoniecznie w uzgodniony sposób? No nie wiem.

 

Inaczej jest, kiedy czyta się pojedyncze reportaże, inaczej kiedy poznajemy cały cykl, zbiór. I pewnie gdybym przeczytał jeden albo dwa teksty Owsianego o Gujanie nie miałbym tego wrażenia, które zawarłem w tytule mojej recenzji. Kiedy już kończyłem lekturę Kraju naprawdę i na niby nie mogłem oprzeć się wrażenie, że w tym kraju wszystko kręci się wokół alkoholu, samobójstw i dóbr materialnych. Alkohol leje się w tej książce dosłownie strumieniami. Nie ma dosłownie rozdziału, w którym nie pojawiłyby się wyskokowe napoje i to w ilościach hurtowych, a miejscowe kasziri pite jest niemal jak woda czy herbata. Wpisuje się to i podtrzymuje znaną opinię o powszechnym alkoholizmie Indian i innych rdzennych mieszkańców krajów postkolonialnych. Oczywiście nie podważam tego, co przedstawia Owsiany, wszak to on tam był i pił, ale jak dla mnie jest tego za dużo. Tak jak i dużo jest tematu samobójstw. To na pewno bardzo poważny problem, autor z reportażu na reportaż próbuje zrozumieć, dlaczego tak wiele jest wśród mieszkańców Gujany aktów autoagresji. Przedstawia odpowiedzi, ale chyba żadna nie jest w pełni satysfakcjonująca. Pewnie dlatego, że na takie pytanie jednej dobrej odpowiedzi po prostu nie ma.

 

Wreszcie kwestia pieniądza, szerzej rozumianego jako przekonania tubylców, że "im się należy". Wsparcie finansowe od państwa, możliwość wzbogacania się niekoniecznie legalnymi drogami, słone opłaty za wszystko - za podwiezienie, pozowanie do zdjęć, możliwość wzięcia udziału w codziennym życiu - to też na kartach Kraju naprawdę i na niby wraca niczym bumerang. Autor dziwi się momentami materializmowi miejscowych i poniekąd odrzuca argument, że skoro na swoich reportażach zarabia, to powinien płacić za "materiały" do owych reportaży, a przecież że zarabia to fakt - książka, która trzymam w ręce jest na to dowodem. Próbuje się przed tym wszechobecnym oczekiwaniem na wynagrodzenie bronić, ale nie bardzo mu to idzie. 

 

Może byłoby przerysowaniem stwierdzenie, że w książce są trzy jedyne tematy - alkohol, samobójstwa i pieniądze, ale takiemu wrażeniu nie mogę się oprzeć. Niemniej książka jest naprawdę ciekawa, napisana lekkim, przyjemnym w czytaniu stylem i językiem. Poszczególne reportaże są dość długie, czasami poza możliwością przeczytania na "jedno posiedzenie", może gdyby były krótsze, to zbiór stałby się dynamiczniejszy, bardziej wciągający. A może lepiej tę książkę po prostu czytać "na raty", po jednym reportażu raz na jakiś czas, tak jakby to był cykl w jakimś podróżniczym, czy reporterskim miesięczniku. 

 

Nie znam Gujany, nigdy tam nie byłem. Dzięki Owsianemu poznałem ją dość dogłębnie. Jednak na pytanie, czy chciałbym tam pojechać po przeczytaniu Kraju naprawdę i na niby nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. A jeśli ktoś miałby mnie do tego przymusić, to odpowiedziałbym "nie, nie chcę tam lecieć". Nie tylko dlatego, że jestem mieszkańcem cywilizowanej Europy, przyzwyczajonym do wygody i dóbr współczesnych, dla którego spanie w hamaku wśród setek owadów i innych robaków nie jest wymarzonym sposobem spędzenia urlopu, ale też i dlatego, że mieszkańcy Gujany nie wzbudzili mojej sympatii. Wcale nie miałbym ochoty wypić z nimi kasziri. 

 

Autor: Tomasz Owsiany
Tytuł: „Kraj naprawdę i na niby. Reportaże z Gujany Francuskiej”
Wydawnictwo: MUZA
Premiera: 12 listopada 2020

 

Moja ocena: 6/10

 

Tomasz Owsiany – rocznik ’84, z wykształcenia romanista i tłumacz języka francuskiego. Publikował m.in. w miesięczniku „Poznaj Świat”, „Tygodniku Powszechnym” oraz „Kontynentach”. Autor książek „Madagaskar. Tomek na Czerwonej Wyspie” i „Pod ciemną skórą Filipin”, uhonorowanej w 2018 roku Nagrodą Magellana oraz nominowanej do Nagrody im. Beaty Pawlak. Laureat Nagrody Dziennikarzy Kolosów (za rok 2015) za wyprawę „Pod ciemną skórą Filipin”, wyróżnioną także w kategorii Podróż. Jego ostatni projekt reporterski „Do wnętrza Gujany Francuskiej” otrzymał wyróżnienie na Kolosach (za rok 2018).

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.