"Ant-Man i Osa" - recenzja przedpremierowa

  • Data publikacji: 22.07.2018, 11:53

Ant-Man i Osa zawitają w polskich kinach za niespełna dwa tygodnie, 3 sierpnia, ale ja już teraz zapraszam do lektury recenzji najnowszego filmu Marvel Studios.

 

Ant-Man i Osa jest sequelem filmu Ant-Man z 2015 roku. Łączy się także cudownie z innymi filmami z Marvel Cinematic Universe, jak chociażby Kapitanem Ameryką: Wojną bohaterów czy Avengers: Wojną bez granic. Tutaj też warto podkreślić dla wszystkich, którzy wybiorą się na ten film, a nie są wielkimi fanami Marvela - podczas napisów są dwie sceny dodatkowe, jedna w ich trakcie, druga na samym końcu. Zachęcam do zostania w sali nieco dłużej, dla tych scen warto.

 

W roli Scotta Langa powraca niezastąpiony Paul Rudd (Ant-Man), który wie, jak zagrać swoją postać bardzo dobrze, przez co widz nie ma żadnego problemu z polubieniem jego bohatera. Niemniej ważną rolę w filmie odgrywa Evangeline Lilly, czyli Hope van Dyne (Osa). Ten film to tak naprawdę jej film, przy okazji też pierwszy film w MCU z kobiecą bohaterką w tytule.

 

Mówiąc o aktorach należy wspomnieć wybitne role Michaela Douglasa i Michelle Pfeiffer. Miło jest zobaczyć, że coraz więcej legend Hollywood dołącza do filmów MCU, dodając od siebie znaczącą cegiełkę do powstających projektów. Michael Pena to perełka, na którą również warto zwrócić uwagę. Ciekawa narracja filmu ze strony jego bohatera, którą mogliśmy zobaczyć już w pierwszej części to coś, na co widz ciągle czeka. Ma się wrażenie, że z jego postaci można było jeszcze sporo wycisnąć, ale przez to nie mamy przesytu, co jest znacznie lepszym wyjściem w szerszym rozrachunku.

 

Ant-Man i Osa to niczym lekki oddech świeżości po potwornie trudnym i przepełnionym powagą seansie Avengers: Infinity War. I choć wciąż jest tu wiele momentów, w których nie będzie nam do śmiechu, Marvel daje nam film na odsapnięcie przed tym, co przed nami - już za mniej niż rok premiery Captain MarvelAvengers 4. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, jak Kevin Feige zamknie ponad dziesięcioletnią pracę poświęconą na rozbudowywanie uniwersum kinowego.

 

źródło: Marvel Studios

 

Światowa premiera Ant-Man and the Wasp miała miejsce już 4 lipca i od tego czasu produkcja zdążyła zarobić na światowym box office ponad 300 milionów dolarów. Jest to już trzeci hit MCU w tym roku - po sukcesach Czarnej PanteryAvengers: Wojny bez granic

 

Podsumowując, na film zdecydowanie warto się wybrać. Szczególnie teraz, latem, kiedy chcemy obejrzeć coś lżejszego, ale wciąż angażującego - nieco się odmóżdżyć, ale wciąż się zaskakiwać i dobrze bawić. W okresie, kiedy znacznie chętniej oglądamy komedie czy filmy przygodowe, niż poważne dramaty. Marvel po raz kolejny dostarcza. I dostarcza porządnie. Ant-Man i Osa to film na poziomie, lepszy od pierwszej części, rozbudowujący znanych nam już bohaterów, wprowadzający nowe wątki i pięknie łączący się klamrą z nadchodzącą, czwartą częścią Avengers.

 

I warto wypatrywać Stana Lee. Dostał porządne cameo.


Ogólna ocena: 7/10