"The Falcon & The Winter Soldier" [RECENZJA]
IMDb.com

"The Falcon & The Winter Soldier" [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 24.04.2021, 11:45

Po średnim debiucie serialu WandaVision przyszła kolej na kolejny serial MCU. The Falcon & The Winter Soldier nie obiecywał niczego nadzwyczajnego w przeciwieństwie do swojego poprzednika, reklamując się jedynie dobrą rozrywką z dwójką ciekawych postaci, które mogliśmy poznać już wcześniej. Czas więc sprawdzić czy produkcji udało się zrealizować swoje zamiary w bezspoilerowej recenzji. 

 

Już na samym początku serial bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Wbrew temu co zapowiadano, nie była to aż tak rozbuchana produkcja, a skupiona wokół problemów przedstawionych postaci. Zarówno Falcon (Anthony Mackie), jak i Zimowy Żołnierz (Sebastian Stan), są ukazani jako bohaterowie skonfliktowani, którzy wciąż starają się znaleźć rozwiązanie na towarzyszące im życiowe rozterki. Są to zarówno sprawy z przeszłości, jak w przypadku Bucky'ego, ale też dylematy moralne czy rodzinne, z jakimi boryka się Sam. 

 

Widać tutaj również, że miała być to pierwsza produkcja serialowa po Avengers: Koniec gry. Większość ludzi jest zagubiona i nie wie co może zrobić w tym nowym społeczeństwie. W końcu powrót do życia po pięciu latach, kiedy postała część ludzkości normalnie żyła i dorastała, musi być istną życiową katastrofą. Dlatego też jedni są wdzięczni bohaterom za przywrócenie ich do życia, inni natomiast nie mogą pojąć co się właściwie stało, zwyczajnie sobie nie radząc. Ten nacisk został położony idealnie, ale przede wszystkim uzmysławia widzom jak wygląda obecne uniwersum, które poza rozbitym składem Avengers, ma również podzielonych ludzi. Już wcześniej nie było lekko, ale teraz jest jeszcze gorzej i dlatego szkoda, że w kolejce przed tą produkcją wcisnęła się WandaVision.

 

Niestety pierwsze wrażenie świeżości i unikalności szybko ustępuje schematyczności. Problemy naszych bohaterów schodzą na drugi plan, gdyż wreszcie zawiązuje się akcja, wymagająca od nich pełnego zaangażowania. W przypadku postaci Falcona jest to ściśle powiązane, a droga jaką przechodzi ma mu jedynie z tym pomóc. Wszystko co się z nim dzieje gruntuje jego postać i wylewa fundamenty pod jego ważną rolę w przyszłych produkcjach. Niestety na tym tle Bucky wypada po prostu tanio, gdyż twórcy rzadko dają mu szansę rozwoju. Choć rozumiem, że ich drogę zobaczymy jeszcze w przyszłości, to wciąż pozostaje niesmak poprzez przedłużanie historii.

 

Ponarzekać również można na ponowne pojawienie się Sharon Carter (Emily VanCamp), znanej także jako Agentka 13. Jej występ z pozoru ma naprawdę olbrzymi potencjał. Bohaterka wciąż czuje skutki wydarzeń z filmu Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów, przez co jest skonfliktowana jak pozostała część obsady, ale pod zupełnie innym kątem. Niestety rozwiązanie jej wątku jest chyba najbardziej zabawnym, choć niezamierzonym, elementem fabuły. Przyznam, że dawno nie widziałem, by ktoś tak leniwie napisał jakikolwiek motyw, nie próbując wysilić się choćby krztą kreatywności. Ze spokojem można to porównać do intrygi Wonder Woman 1984, ale nie świadczy to dobrze o żadnym z obrazów. 

 

Kolejną postacią, zapowiadająca się lepiej, aniżeli ostatnie zostało to zwieńczone, jest John Walker (Wyatt Russell). W kampanii reklamowej konsekwentnie ukrywano jego ukazywanie, aby zostawić jak najwięcej szczegółów dla samej produkcji. Jest to naprawdę dobrze napisany bohater, chcący dokonać czegoś dobrego, ale będąc przy tym atakowany ze wszystkich stron. Wraz z biegiem fabuły dzieją się pewne nieprzyjemne sytuacje z jego udziałem, ale nadal potrafimy zrozumieć dlaczego dokonał poszczególnych wyborów, choć nie musimy się z nimi zgadzać. Niestety miałem wrażenie, że twórcy za bardzo nie wiedzą jak go w końcu przedstawić. Raz jest kreowany na człowieka chorego psychicznego, aby po chwili stanąć w świetle chwały, ukazując swoje dobre serce. Ostatecznie jest on po prostu niekonsekwentny, choć szczerze ciekawi mnie jego udział w dalszych produkcjach.

 

Na tle źle i niekonsekwentnie napisanych postaci najlepiej wypada Baron Zemo (Daniel Brühl). Choć obawiałem się jego ponownego wystąpienia, głównie z uwagi na świetne zwieńczenie jego losów w filmie Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów, to twórcy idealnie wypośrodkowali jego charakter. Jest to człowiek, który wie co należy zrobić i nie cofnie się przed niczym, aby zrealizować swoją wizję. Jest najlepiej napisany, ale również świetnie zagrany. Poza tym, jak się okazało, jest również świetnym tancerzem, a jego ZemoCut pozostanie z nami na długo.

 

Te wszystkie postaci oraz wiele innych, które zwykle pojawiają się na chwilę, nadają serialowi wiele stron konfliktu. Niestety nie wszystkie dostają odpowiednią ilość czasu, dzięki czemu otrzymujemy wrażenie produkcji, która zbyt wiele chciała powiedzieć, a zbyt krótka była. O ile bohaterowie przeze mnie wymienieni mają więcej czasu ekranowego, tak choćby organizacja Black Hand sprowadza się jedynie do robienia bałaganu, będący ważnym elementem dla ciągu fabuły, ale wnoszący mało dla rozwoju charakterów. Szkoda, bo gdyby trochę wyciąć ze scenariusza, bądź rozszerzyć format o jeden lub dwa odcinki, to nagle otrzymalibyśmy prawdopodobnie o niebo lepszą produkcję.

 

Najsmutniejszym faktem jest sposób potraktowania bohaterów. Z jednej strony pokazuje się ich jako postaci z krwi i kości, mające problemy, rozterki, ale na końcu i tak traktuje się je jako pionki na planszy, które muszą po prostu gdzieś przyjść i coś zrobić. Czasem nie ma to sensu w scenariuszu, ale o wiele częściej miałem po prostu wrażenie, że twórcy zostali zmuszeni by zakończyć drogę tych bohaterów w konkretnych miejscach i zrobili wszystko co mogli, by jakoś to spiąć. Niestety nie zawsze im to wyszło. 

 

Boli mnie przy tym zniweczony potencjał. Wiele wątków rozpoczynało się w bardzo ciekawych miejscach, a widzowie z tygodnia na tydzień z radością spekulowali o ich możliwym zakończeniu. Sam należałem do tej grupy ludzi, która tylko czekała kiedy będzie mogła odpalić następny odcinek i poznać dalsze losy tych bohaterów. Choć droga Falcona i Barona Zemo była ciekawa, tak inne postaci wypadają na tym tle niekiedy tandetnie. W szczególności bolał mnie finał, gdzie Bucky Barnes dostał zaledwie dwie minuty chaotycznego montażu i w ten sposób miała zakończyć się jego droga. Jako fana jego historii bardzo mnie to zabolało, a domyślam się, że nie jestem jedyny.

 

Ostatecznie otrzymaliśmy średni serial. Zrobił wiele rzeczy porządnie, w tym drogę Falcona, ale niestety początek zapowiadał nam dużo więcej. Ponownie, tak jak w przypadku WandaVision, liczę na to, że nasze poświęcenie będzie warte tego, co zobaczymy w przyszłych produkcjach. Ile takich seriali dostaniemy, aby nie czuć już przesytu? Trudno stwierdzić. Przynajmniej Loki zapowiada nam coś odmiennego, ale czy faktycznie czymś odmiennym będzie, tego nie wiem po zawodzie spowodowanym ostatnimi serialami. 

 

Serial póki co jest niedostępny w żadnym legalnym serwisie streamingowym w Polsce. Można go natomiast obejrzeć na platformie Disney+ poprzez usługę VPN.

 

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl