Zwariowane naukowe science fiction - recenzja "Projektu Hail Mary"

Zwariowane naukowe science fiction - recenzja "Projektu Hail Mary"

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 04.05.2021, 10:37

Nigdy nie przepadałem za science fiction. Nie przepadałem, bo chyba i słabo ją znałem. Jednak fantastyka w takim stylu, jaki zafundował nam Andy Weir w Projekcie Hail Mary to rozrywka znakomita - bawiąca, pouczająca i trochę wzruszająca. Z przyjemnością sięgnę po inne pozycje tego autora, choćby niegdyś bardzo popularnego Marsjanina.

 

Historia jakich wiele (chyba) w literaturze fantastycznej. Naszej starej dobrej ziemi grozi nieubłagana zagłada. Tym razem jej przyczyną nie są asteroidy, ani obce cywilizacje, lecz drobne "żyjątka" wielkości bakterii, które mają bardzo specyficzne właściwości, "zżerające" energię słoneczną. Zlodowacenie tuż tuż, a ludzkość musi wysłać w kosmos straceńczą, samobójczą misję, która naszą cywilizację ocali. Czy owej misji to się uda dowiecie się czytając Projekt Hail Mary, ale nie (tylko) przez zarysowany tutaj scenariusz jest ta książka warta przeczytania.

 

Jest to książka niemal popularnonaukowa. Autor pomieścił w niej tyle istotnej, rzetelnej i prawdziwej wiedzy przede wszystkim fizycznej, ale też chemicznej, astronomicznej, biologicznej, że powinna stać się ona lekturą obowiązkową dla studentów kierunków politechnicznych. Weir popisuje się swoją wiedzą, ale czyni to w sposób przystępny i miły w odbiorze. Zrozumienie wielu zjawisk zachodzących w kosmosie, choćby na przykład zakrzywienia czasoprzestrzeni, fizyki relatywistycznej jest w takich okolicznościach zdecydowanie łatwiejsze i przyjemniejsze. Żeby nie było wątpliwości, nie jest to podręcznik ani szkolny ani tym bardziej akademicki, ale może służyć jako przyjemne beletrystyczne "przetarcie" przed prawdziwą nauką skomplikowanych zjawisk zachodzących we wszechświecie.

 

Oczywiście jest to fantastyka, muszą więc być zdarzenia fantastyczne, nierealne z aktualnego punktu wiedzy - robot całkowicie zastępujący lekarza, a w zasadzie nie lekarza tylko cały szpital wielospecjalistyczny, pojazd kosmiczny poruszający się z prędkością minimalnie niższą niż prędkość światła i temu podobne, ale nie ma tu tego, co mnie osobiście w nielicznych kontaktach z fantastyką odrzucało - wykoncypowanych nadzwyczajnych rodzajów broni, nadludzkich zdolności zwykłych ludzi, maszyn zdolnych do czynów, któremu nie podołałby milion zwykłych ludzkich istnień.

 

Główny protagonista powieści to zwykły, choć bardzo utalentowany Amerykanin, który jest człowiekiem z krwi i kości. Z zaletami, ale i wadami typowymi dla naszego gatunku. Nie jest to nieustraszony bohater, który stawia na szalę swoje życie bez chwili wahania i oczywiście zwycięża w chwale. Wręcz odwrotnie, bohater potwornie boi się misji, którą powierzył mu okrutny los, próbuje przed nią się ochronić, jak dowiadujemy się na pierwszych kartach książki nieskutecznie. Jest zwykłym śmiertelnikiem, który odczuwa głód, pragnienie, lęk, zmęczenie, ból i potrzebę... napicia się rosyjskiej wódki, choćby to było miliony kilometrów od miejsca, w którym owa wódka została stworzona. Przez to jest on nam bliższy, łatwiejszy do wyobrażenia sobie, chętniej się z nim identyfikujemy i łatwiej wierzymy, że to co stworzył Weir za jakiś trudny do określenia czas będzie się mogło wydarzyć.

 

Jest to książka, choć można zaliczyć ją do powieści katastroficznych, pełna humoru. Humoru subtelnego, opartego głównie na dialogach (ech te pogawędki człowieka z eridianinem), w mniejszym stopniu sytuacyjnego. Nie jest to humor, po którym będziemy śmiać się do rozpuku, wywoła ona u nas raczej uśmiech niż wesołkowatość. I jest to bardzo mocna strona książki. Jest humor, ale są i momenty wzruszające, znów bardzo subtelne, narysowane delikatną cienką linią słowa. Całą ta książka jest taka subtelna, delikatna, ale wciąga w sposób trudny do opanowania.

 

Konstrukcja Projektu Hail Mary nie jest linearna, zarówno jeśli chodzi o czas, jak i o przestrzeń. Główny wątek akcji odbywa się oczywiście gdzieś we wszechświecie, w trudnym do określenia czasie. Jednak sporo jest w powieści Weira retrospekcji, jednak są one po pierwsze konieczne, by zrozumieć zasadniczy wątek, jak i bardzo umiejętnie wplecione w powieść, bo to bohater, poddany świadomej amnezji, odtwarza wydarzenia, które doprowadziły go w miejsce, a którym jest. Czytelnik nie odczuwa dyskomfortu i zagubienia, przenosząc się w czasie i (gigantycznej) przestrzeni.

 

Styl pisarski Weira (i w dużej mierze jego tłumacza, Radosława Madejskiego) jest przyjemny w odbiorze. Widać, że warsztat pisarski ma autor już dobrze wyrobiony, choć przecież na koncie ma raptem trzy czy cztery powieści w gatunku niewątpliwie trudnym w pisaniu i czytaniu, jakim jest science fiction. Czyta się Projekt Hail Mary gładko, przyjemnie i szybko, choć powieść to objętościowo spora (ponad 500 stron). Nawet kosmiczne dialogi międzycywilizacyjne nie rażą metaliczną stucznością.

 

Polecam książkę nawet tym, którzy, podobnie jak ja, po fantastykę sięgają rzadko i raczej niechętnie. Nie wiem czy przekonają się do gatunku jako takiego, ale do Weira i jego twórczości z całą pewnością.

 

Andy Weir (ur. 1972 r.) – amerykański pisarz. W wieku 15 lat został zatrudniony jako programista w narodowym laboratorium, od tego czasu nieprzerwanie pracował jako inżynier oprogramowania. Fascynuje się inżynierią kosmiczną, mechaniką orbitalną, zastosowaniami teorii względności oraz historią lotów kosmicznych. Międzynarodowy sukces jego książkowego debiutu, „Marsjanina”, umożliwił Weirowi całkowite poświęcenie się pisaniu.

 

Tytuł: „Projekt Hail Mary”

Autor: Andy Weir

Data premiery: 5.05.2021

Przekład: Radosław Madejski

Cena: 49,90 zł

Wydawnictwo Akurat

 

Ocena 8/10

 

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.