Olivia Rodrigo - SOUR [RECENZJA]
Olivia Rodrigo/YouTube

Olivia Rodrigo - SOUR [RECENZJA]

  • Dodał: Jakub Banaszewski
  • Data publikacji: 21.05.2021, 17:05

Po gigantycznym sukcesie singla driver license, Olivia Rodrigo debiutuje z pierwszym i długo wyczekiwanym albumem, którego premiera jest dziś (21.05). Czy młoda artystka ma szansę stać się kimś więcej niż gwiazdą jednego przeboju i idolką nastolatek? Wszystkie odpowiedzi przynosi zaskakująca płyta SOUR, bez wątpienia najgorętszy debiut tego roku.  

 

Żyjemy w czasach, w których o klasie i pozycji artysty nie decydują już miliony sprzedanych płyt, a ilość odtworzeń i cyferki w serwisach streamingowych. To w tym aspekcie w ostatnich latach zadziała się prawdziwa muzyczna rewolucja, pozwalająca wyłowić z oceanu potencjalnych talentów, które wysypują się zewsząd – od internetowych, amatorskich prób po rozmaite talent show - prawdziwe gwiazdy, które dzięki social mediom są w stanie zawładnąć świadomością fanów na całym świecie. I pod tym względem, z pełną śmiałością, można stwierdzić, że 18-letnia Olivia Rodrigo, aktorka i gwiazdka Disneya, rozbijając wraz ze swoim debiutanckim singlem bank na początku 2021 roku, z impetem wkroczyła do superligi światowego popu. driver license, bo o nim mowa, tuż po swojej premierze pobił wszelkie rekordy, podbijając szczyty list przebojów w Stanach Zjednoczonych i na największych muzycznych rynkach całego globu, z miejsca czyniąc z Rodrigo rekordzistkę tych zestawień. Podobnie było w rozgrzanych do czerwoności serwisach, takich jak Spotify, gdzie driver license zanotowało największą liczbę streamów w historii, zarówno dziennych, jak i tygodniowych statystykach, przebijając tym samym takie tuzy współczesnego mainstreamu jak Ariana Grande czy Drake.

 

Wielkie, pojedyncze sukcesy rodzą też olbrzymie oczekiwania, jakie pokładali w dalszych poczynaniach Rodrigo nowi fani oraz którym z uwagą zaczął przyglądać się cały muzyczny świat. Nadzieje, jakie łączono z debiutanckim albumem artystki, były wprost proporcjonalne do rosnących wciąż wyników pierwszego singla. Odpowiedzią na nie zdaje się być, co zaskakujące, muzyczny charakter przebojowego driver license. To przecież intymna ballada, łącząca pociągający romans łagodnego popu z przyjemną alternatywą, które spina razem młodzieńcza prawda i szczerość. Nie brzmi to jak recepta na kasowy hit, który w gęstym od konkurencji początku trzeciej dekady XXI wieku, gdzie przecież wszystko w muzyce już było, byłby w stanie zawojować szczyty notowań na całym świecie. A jednak, zadziałało i Olivia Rodrigo udowodniła, że nie potrzebuje fajerwerków, by błyszczeć. Podobną, zaskakująco dojrzałą, drogę wokalistka obrała na swoim pełnym studyjnym debiucie, na którym nie brakuje kolejnych niespodzianek.

 

Już pierwsze dźwięki otwierającego płytę brutal zamykają usta wszystkim, którzy zwiastowali debiutantce łatkę lekkiego popu dla nastolatek na długo przed premiera krążka. Otóż po kilku łagodnych sekundach atakuje nas moc punkowych wręcz gitar, które wtórują wokalistce w wyśpiewywaniu pełnych zblazowania i obaw tekstów, traktujących o młodzieńczych rozterkach. Where’s my fuckin’ teenage dream? – pyta retorycznie Olivia Rodrigo, obrazując dobitnie w kolejnych wersach to, z czym utożsamić się mogą jej równoletni fani, a reszta powinna słuchać z uwagą i wyciągać wnioski, bo Rodrigo podaje jak na tacy wyliczankę powszechnych problemów, trapiących na co dzień młodych ludzi. I jedno jest pewne, tak bezpośredniej i szczerze wkurwionej idolki świat współczesnego popu jeszcze nie widział. Nikt też z pewnością nie spodziewał się po pierwszej, delikatnej odsłonie artystki tak odmiennego oblicza. Olivia Rodrigo w niezwykle szczery i ujmujący sposób przewraca do góry nogami wszelkie oczekiwania i stereotypy, jakie przyczepiono jej przez ostatnie kilka miesięcy. A to dopiero początek płyty.

 

Łagodniejszy klimat przynosi traitor, z boleśnie prawdziwym tekstem, emocjonalnym klimatem i podniosłą produkcją, który w celny sposób uchwycił niezmienny i niezależny od wieku temat zdrady i zaufania w związkach. To pierwsza i nie ostatnia piosenka, w której Rodrigo tak mocno przeplata swoje prywatne życie z poetyką tekstów, obnażając się przed słuchaczami z życiowych zakrętów. Teksty na płycie, cięte i pełne osobistych zwierzeń, niezwykle przemyślane i uniwersalne jak na optykę 18-letniej dziewczyny, która często nie waha się użyć ostrego języka, ciekawie korespondują z oprawą, jakie zyskały one w teledyskach, gdzie przypominają dziewczęce pamiętniki. Jest to jak połączenie dwóch światów, na granicy których balansuje artystka, zachowując jednak jednocześnie młodzieńczy urok i dojrzały błysk, objawiający się w bardzo trafnych spostrzeżeniach. Artystka nie boi się też garściami czerpać ze swoich największych inspiracji, które składają się na brzmienie albumu. Muzyka Rodrigo momentami do złudzenia przypomina ostatnie dokonania m.in. Phoebe Bridgers, Lorde czy przede wszystkim Taylor Swift, którą wokalistka wymienia wśród swoich największych wpływów. Słowem, najpopularniejsze artystki współczesnej alternatywy i mainstreamowego popu. Jednak w jej przypadku nie jest to jedynie ślepa kalka, a świadoma inspiracja i podstawa do ukształtowania bardzo młodzieńczego i kiełkującego wciąż stylu, który już na debiutanckim krążku wykazuje wiele dojrzałości i zrozumienia swojej muzycznej wartości.

 

Album wypełniają w większości kompozycje, które urzekają delikatnością i wyczuciem, godnym rasowej songwriterki, takie jak: najmocniej natchnione dokonaniami Taylor Swift 1 step forward, 3 steps back czy akustyczne enough for you. Wśród pozostałych utworów mocno wyróżnia się drugi singiel z płyty, utrzymany w najbardziej popowo zaraźliwej stylistyce – good 4 u - kolejny bezlitosno-słowny cios, który wyróżnia jednak chwytliwa, prosta i wpadająca w ucho rytmika refrenu. Szlachetnie popowa jest z kolei płynąca ballada happier, która podkreśla również ciekawą wokalną skalę głosu Rodrigo. Pulsujący bas, który niesie jealousy, jealousy, ironicznie spoglądające na cienie współczesnej sławy, przynosi powiew świeżego oddechu, nim płyta wybrzmi wraz z ostatnią nutą. A zakończenie ponownie uderza w spokojniejsze tony, by na poruszającym favourite crime i pokrzepiającym hope ur ok, mógł jeszcze raz wybrzmieć dominujący na płycie ulotny i melancholijny nastrój.

 

Na swoim pierwszym albumie SOUR Olivia Rodrigo odważnie i z pełną świadomością oddziaływania swojej muzyki na miliony młodych słuchaczy, dokłada kolejny istotny głos w przebogatym krajobrazie artystycznych osobowości, które kształtują współczesny muzyczny świat. Po triumfie singla driver license wokalistka nie tylko zmierzyła się z presją wysoko zawieszonej poprzeczki pierwszego wielkiego sukcesu, ale też udowodniła, że dopiero w całości jej pierwszy album odkrywa wszystkie karty, które potwierdzają jej twórcze zwycięstwo. Wokalistka czaruje głosem, onieśmiela tekstami i zręcznie miesza muzyczne klimaty, pozostając ciągle wierna obranemu kierunkowi albumu. A przy tym w szczery sposób obnaża skomplikowany świat wchodzących w dojrzałe życie nastolatków, którego sama wciąż jest częścią, dlatego dobrze zna tytułowy, cierpki smak wstydu, porażek, zazdrości i złamanego serca. Tego wszystkiego, co kształtuje naszą osobowość w czasie, kiedy dostępna na wyciągnięcie ręki dorosłość wydaje się tak pociągająca, a jednocześnie z każdym krokiem coraz bardziej rozczarowująca.

 

SOUR to dojrzałe spojrzenie na ten świat 18-latki, która dopiero wchodzi, zarówno do świata dorosłych, jak i do muzycznej ekstraklasy, której staje się częścią na naszych oczach. Tak właśnie rodzą się gwiazdy. Olivia Rodrigo z pewnością jeszcze namiesza w muzycznym show-biznesie, tak jak zrobiła to w świetnym stylu na debiutanckim krążku.