"Drapacz chmur" - recenzja

  • Dodał: Sebastian Sierociński
  • Data publikacji: 18.08.2018, 13:38

Filmy z Dwayne’em Johnsonem należą do specyficznego typu produkcji. To z reguły mało wymagające i bardzo przewidywalne obrazy, co wcale nie czyni ich kiepskimi. Wręcz przeciwnie – śmiem twierdzić, że przeciętny kinomaniak potrzebuje czasem chwili odpoczynku od angażujących i wymagających myślenia tytułów. I tu na scenie pojawia się właśnie The Rock, a wraz z nim Skycraper. Najnowsza produkcja z najsympatyczniejszym badassem Hollywood w roli głównej to klasyczny film akcji rodem z lat 90-tych. Obraz irytująco szablonowy i do bólu przewidywalny. Czy jednak warto ustawić go na półce ze średniakami, a może od razu wyrzucić do kosza na śmieci? Zapraszam do lektury.

 

                                                                     

      Źródło: imdb.com

 

Drapacz chmur opowiada historię Willa Sawyera – weterana elitarnej jednostki FBI zwalczającej szczególnie niebezpiecznych psychopatów i morderców. Lata temu, podczas jednej z akcji, Will zostaje ciężko ranny i traci nogę. Od tamtego wydarzenia zdecydował poświęcać więcej czasu rodzinie i zająć się nieco mniej niebezpiecznym, aczkolwiek równie pożytecznym zajęciem. Obecnie prowadzi niewielką firmę, która zajmuje się sprawdzaniem systemów bezpieczeństwa w różnorakich budynkach. Pewnego dnia otrzymuje dość niezwykłe zlecenie. Dawny kolega z FBI zleca mu zadanie zbadania Perły, najwyższego budynku świata mierzącego trzy i pół tysiąca stóp. Musi dokonać kontroli zabezpieczeń i zdać szczegółowy raport. Will bez wahania zgadza się na niezwykle przystępną ofertę. Niestety, prawda okazuje się być nieco mniej kolorowa. W tym samym czasie grupa terrorystów planuje zniszczyć Perłę, przy okazji mordując wszystkich w środku, a wszystko po to, by wyrównać prywatne rachunki. Inny syndykat również rozpoczyna zamach, a do celu również idzie po trupach. Druga grupa chce jednak za wszelką cenę zdobyć tablet, z którego sterować można zabezpieczeniami budynku. Ma go oczywiście Will Sawyer. Główny bohater zostaje wplątany w atak terrorystyczny. Teraz musi nie tylko uratować rodzinę, która zostaje uwięziona w budynku, ale i udowodnić swoją niewinność.


                                                                                           Źródło: imdb.com

Po przeczytaniu powyższej notki streszczającej fabułę nietrudno jest wyobrazić sobie możliwy przebieg, jak i ostateczne zakończenie akcji. Wasze przypuszczenia są najpewniej słuszne, bo od razu mówię, Skycraper nie jest filmem, który w jakikolwiek sposób zaskakuje zwrotami akcji czy wyjątkowo wysublimowanymi elementami, które sprawiają, że fabuła staje się nieprzewidywalna. Czy oznacza to jednak, że najnowsza produkcja Rawsona Thurbera jest typową amerykańską sieczką dla najmniej wymagających widzów? Zdecydowanie nie! Bo Drapaczowi chmur do sztampowego obrazu akcji daleko. Owszem, podczas seansu doświadczymy ton efektów specjalnych, obserwować będziemy strzelaniny i pościgi, lecz sam w pewnym momencie ze zdziwieniem zdałem sobie sprawę, że te elementy są zaskakująco sprawnie i umiejętnie wyważone, dzięki czemu w efekcie nie otrzymaliśmy kolejnej krwawej produkcji z niepokonanym Stevenem Seagalem w roli głównej, a raczej nieco przekoloryzowaną opowieść o zmaganiach człowieka z siłami natury. Zgadza się, bo przez znaczną część filmu Will Sawyer stara się nie runąć kilkaset pięter w dół, a i szybko przemieszczający się ogień potrafi dać mu się we znaki. Co ważne, tu leży najmocniejszy atut produkcji. Nie chodzi o efekty, ciekawą fabułę, wartką akcję czy porywające dialogi (w Skycraperze doświadczymy tylko pierwszego z wymienionych), lecz właśnie o samo trzymanie widza w atmosferze napięcia. Obserwowanie, jak The Rock chwieje się na krok od śmierci potrafi wywołać ciarki na plecach. Reżyser bawi się emocjami widza, często rzucając bohatera na niestabilne krawędzi budynku. Kamera przeskakuje wokół walczącego o życie Sawyera, od czasu do czasu racząc nas mrożącym krew w żyłach ujęciem rozciągającej się za jego plecami przepaści. Tu duży plus, bo Drapacz chmur robi wizualnie ogromne wrażenie.


                                                                                             Źródło: imdb.com

 

Nie jest jednak tak pięknie, jak mogłoby się wydawać, a ja nie byłbym sobą, gdybym nie wypisał tego, co mi w Skycraperze nie przypadło do gustu. Największa wada produkcji to bez wątpienia fabuła. Oczywiście, można powiedzieć, że nie o historię w hollywoodzkich produkcjach chodzi, ale błagam, czy którykolwiek twórca mógłby przynajmniej raz pokusić się o, nawet nie oryginalniejszy, ale choć mniej oczywisty scenariusz? Oklepany schemat zatytułowany jeden przeciw wszystkim był dobry w latach dziewięćdziesiątych, nie w prawie trzeciej dekadzie XXI wieku, gdzie budżet filmu liczy się w setkach milionów, a technologia w kinie wybiegła całe mile do przodu. Na minus wypadła też gra aktorska. Obsada dobrana została źle, aktorzy są zwyczajnie drętwi, mają trudności z ekspresją emocji, przez co znacznie trudniej jest wczuć się w film. Otrzymujemy więc nadętą Azjatkę (Hannah Quinlivan), która stara się wyglądać groźnie, więc morduje każdego w zasięgu wzroku. Twórcy najwyraźniej nie są świadomi, że to nie skłonność do agresji buduje czarny charakter. Na ekranie obserwujemy też niejakiego inspektora Wu (Byron Mann), który swoją mimiką figury woskowej mógłby spokojnie rozpocząć karierę w polskich serialach paradokumentalnych. I tak też spisała się większość obsady – zagrali, aby zagrać i zapomnieć. Jakimkolwiek talentem wykazali się natomiast: sam Dwayne Johnson i jego filmowa małżonka, w tej roli Neve Campbell. Ta para aktorów zaliczyła udany występ, choć tu również bez rewelacji. Nie chcę krytykować tony niejasności i miejsc pozbawionych logicznego wytłumaczenia, bo po pierwsze film jest nimi naszpikowany, ale charakteryzuje to też większość współczesnych produkcji, więc to pozostawiam bez komentarza (tak, nawet scenę ze wspinaniem się po zewnętrznej ścianie budynku przy pomocy taśmy klejącej). Muzyka też nie zachwyca, jest raczej nijaka i nie gra w produkcji większej roli, może prócz scen spacerów nad przepaścią, gdzie w pewien sposób buduje napięcie. Jeżeli więc chodzi o grę aktorską i fabułę, w tych aspektach produkcja Thurbera leży na bruku po krótkim i wyjątkowo bolesnym locie sto pięter w dół.

                                                                                          Źródło: imdb.com

Drapacz chmur to produkcja pozbawiona oryginalności i miejscami nudna. Zapewniam jednak, że zdołacie wysiedzieć te sto minut, głównie za sprawą sporej dawki adrenaliny i czystego funu, którego dostarcza najnowsze dzieło z Dwaynem Johnsonem w roli głównej. To klasyczna produkcja, jakich wiele w filmografii Rocka – niepozbawiona humoru i sporej ilości akcji, lecz bynajmniej nie jest to kino, z którego widz czerpie wiele satysfakcji i z pewnością nie zostanie na długo w sercu każdego, kto ten film obejrzał. Można powiedzieć, że Skycraper to głównie mieszanka efektów specjalnych i tanich chwytów mających na celu skupienie uwagi widza. Można, ale właściwie po co? Podchodząc do produkcji z The Rockiem nie powinno się mieć wielkich oczekiwań, dzięki czemu można uniknąć zawodu. Tak zrobiłem ja i seans zakończyłem będąc zupełnie zadowolonym. Skycraper to idealna rozrywka na wakacyjny wieczór w gronie znajomych. Niczym nie zachwyca i nie zaskakuje, ale w roli małego odpoczynku od ambitniejszych produkcji sprawdza się idealnie. I właśnie dlatego Drapacz chmur otrzymuje ode mnie 6. Ocena nie za wysoka i nie za niska. W sam raz.

Ogólna ocena: 6/10

Sebastian Sierociński

Student Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Miłośnik kina, literatury, gier komputerowych i muzyki. Kontakt: sierocinskisebastian00@gmail.com