Najdziwniejsza komedia romantyczna tego roku - "Venom 2: Carnage" [RECENZJA]
Venom 2: Carnage/IMDb

Najdziwniejsza komedia romantyczna tego roku - "Venom 2: Carnage" [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 16.10.2021, 18:51

Nie wiem, dlaczego, ale Venom 2: Carnage był przeze mnie niesamowicie wyczekiwanym filmem. Każdy źle zmontowany zwiastun i kolejny tandetny plakat tylko podsycały moje oczekiwania. I oto wreszcie mamy premierę najdziwniejszej komedii romantycznej tego roku, do której recenzji zapraszam.

 

Venom 2: Carnage kontynuuje ukazywanie losów Eddiego Brocka (Tom Hardy), który wciąż posiada w sobie tytułowego Venoma. Relacja tych dwojga zdecydowanie rozwinęła się między obiema produkcjami, gdyż obecnie są oni świetnymi przyjaciółmi, a wręcz zachowują się jak stare, dobre małżeństwo. Na ich drodze stanie nowy wróg, niejaki Cletus Kasady (Woody Harrelson), także będący posiadaczem symbionta. 

 

Na początku chciałbym przyznać, że produkcja w pewnym stopniu zaspokoiła moje oczekiwania. Przede wszystkim relacja dwójki protagonistów jest po prostu fenomenalnie napisana. Cały czas czułem chemię miedzy nimi, a wiele scen wywołało we mnie nawet odrobinę wzruszenia. Doceniam przy tym fakt, że twórcy mieli świadomość, iż przedstawiają więź człowieka z wychodzącą z niego mazią i podeszli do tego z należytym dystansem.

 

Ponadto muszę docenić samoświadomą głupotę. Największym problemem pierwszej części był brak konkretnego kierunku, który obraliby twórcy, natomiast tutaj od początku widzimy, że wszystko jest idiotyczne, bo takie miało być już u założenia. Dzięki temu humor wielokrotnie do mnie trafiał, a całość była na swój sposób świeża. W teorii powinienem narzekać, iż jest to zbyt głupie i tanie, ale miło się to wyróżnia pośród bezpieczniejszych produkcji MCU.

 

Oczywiście to wszystko nie udałoby się bez świetnej obsady. Tom Hardy wreszcie jest w swoim żywiole i widać, że nie musi już ratować całego widowiska, skacząc do akwarium z homarami, a zwyczajnie bawi się na planie. Zaniepokojonych od razu uspokajam - szaleństwa wciąż nie brakuje, ale tym razem czuć, iż nie jest ono zastosowane w akcie desperacji. Jego antagonista w postaci Woody'ego Harrelsona także wypada świetnie i stanowi idealne dopełnienie tej taniej sztuki.

 

Poza tym cieszy mnie bardzo fakt, iż twórcy rozliczają się z głupotami poprzedniej odsłony. Co by nie mówić, poza kontrowersyjną jakością, podjęła ona też wiele głupich decyzji, które mogły negatywnie wpłynąć na kontynuację. Dlatego też z wielu faktów wyśmiewają się tutaj bohaterowie, a inne lekko zamiatają pod dywan. To miłe, że twórcy nie udają, iż te sytuacje nie miały miejsca, a bezpośrednio stawiają im czoła. Napawa to też bardzo pozytywnie na ewentualną kontynuację.

 

No dobra, ale ja tutaj sobie tak wszystko chwalę i zaraz ktoś pomyśli, że to film roku. Niestety nie. Przede wszystkim muszę ponarzekać na jego strukturę. Choć tempo działa idealnie, gdyż długość filmu wynosi zaledwie 97 minut, to pojawiło się tutaj wiele zbędnych zapychaczy. Przede wszystkim drugi akt cierpi na wątki typu: Ej, a dajmy Venoma w takiej sytuacji i będzie fajnie. No nie jest to ani fajne, ani śmieszne, a po prostu zbędne i jako widz czułem się w pewien sposób wynudzenie podczas tych scen.

 

Szczególnie jednak irytuje główny wątek samego Venoma, przekraczający już wszystkie granice absurdu. Wiem, że mówię o zamierzonej głupocie i szaleństwie, które doceniam, ale niestety ciągłe dywagacje o jedzeniu ludzi były już na pewnym etapie żałosne i męczące. Jest to zwyczajnie nieśmieszne (choć to oczywiście pojęcie subiektywne) i mało wnosi do samej historii. Cała opowieść mogłaby się bez tego obyć, a tak trochę wybija nas to z seansu i ze śledzenia relacji bratersko-miłosnej głównych bohaterów.

 

Przedmiotem sporu są dla mnie efekty specjalne. Teoretycznie wiem, że powinienem tutaj machnąć akapit o tym, jakie to brzydkie i tanio wykonane, ale... takie to miało być. Cieszy mnie nawet fakt niewyłożenia większej ilości pieniędzy na ten film, gdyż mogłoby to zepsuć całą otoczkę. W ten sposób otrzymaliśmy tani gniot z aktorami, którzy wiedzą, co robią, ale też nadętą i głupią fabułę. Tego wrażenia lepiej nie psuć, bo jest ono strasznie unikatowe i szczere.

 

Wypadałoby jeszcze wspomnieć o samej postaci antagonisty czy w zasadzie parze antagonistów, gdyż Carnage'owi towarzyszy niejaka Shriek (Naomie Harris). Bardzo doceniam ich wątek, który idealnie wpasowuje się w irracjonalny ton tego dzieła, jednak sttanowią oni jedynie tło tej opowieści, by nie zabierać zbyt dużo miejsca głównemu duetowi. Dla mnie nie było to w żadnym stopniu zmarnowanie potencjału czy cokolwiek podobnego, a całkiem dobre dopełnienie tej opowieści. 

 

Wspomniałem na wstępie, iż jest to najdziwniejsza komedia romantyczna tego roku i chyba możecie już zrozumieć, dlaczego. W końcu mamy człowieka i gluta CGI, którzy się kochają, ale jednak kłócą. Niby pomagają sobie, a potem wyzywają się od ameb. Zachowują się jak stare dobre małżeństwo, by nawet dokonać klasycznych kłótni małżeńskich. Takich filmów naprawdę nie ma wiele, a jednak z czystym sumieniem przyznam, że bardziej wierzę w ich miłość niż w niejeden związek z typowych komedii romantycznych.

 

Podsumowując, Venom 2: Carnage, to po prostu głupia i samoświadoma rozrywka. Czy bawiłem się dobrze? Owszem. Widzę, że było tutaj wiele ciekawych pomysłów, a kilka razy nawet szczerze się uśmiałem. Nie jest to dzieło sztuki ani film, na który wziąłbym babcię, aby przekonać ją, że filmy superhero stoją na wysokim poziomie. Jednak z kolegami, do soczku czy innego zacnego trunku, zdecydowanie warto sprawdzić.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl