"303. Bitwa o Anglię" - recenzja

  • Data publikacji: 22.08.2018, 16:36

Bohaterstwo i los polskich lotników po wojnie nareszcie ukazane we właściwym świetle? Recenzja tegorocznej produkcji o Dywizjonie 303.

 

303. Bitwa o Anglię (ang. Hurricane) to brytyjsko-polski film wojenny w reżyserii Davida Blaira. Światowa premiera odbyła się 9 sierpnia b.r., polska - 17, w Wielkiej Brytanii zaś będzie miała miejsce dopiero 9 września.

 

Fabuła filmu rozgrywa się w czasie bitwy o Anglię, podczas II wojny światowej. Gdy Royal Air Force przegrywa z niemieckim Luftwaffe walkę w przestworzach, na pomoc miłośnikom herbaty przybywają pełni zapału i wigoru polscy lotnicy - m.in. Jan Zumbach, Mirosław Ferić, Witold Urbanowski czy Witold Łokuciewski. Niedługo później zostaje utworzony 303. Dywizjon Myśliwski im. Tadeusza Kościuszki.

 

Jeśli jednak liczycie na lekcję historii, to muszę Was uprzedzić - poza mocno podkreśloną kwestią potraktowania Polaków przez rząd brytyjski po wojnie, film nie przedstawia żadnych ważniejszych wydarzeń historycznych. Niemniej świetnie ukazuje proces formowania się Dywizjonu 303 - od nieokrzesanych młodzieńców, po pełnoprawnych pilotów myśliwskich, strącających samoloty wroga jeden za drugim. Na deser zaś zostawia najważniejszy - moim zdaniem - problem w filmie. Być może ostatnia scena (i nie tylko) wreszcie otworzy Brytyjczykom oczy na to, jak wspaniale okazali wdzięczność za pomoc w pokonaniu Luftwaffe - dając Polakom wybór: albo zostać i żyć ze świadomością bycia uchodźcą, ciężko pracującym na chleb, albo wrócić do ojczyzny, która padła ofiarą stalinowskiego reżimu.

 

Oprócz wątku głównego, produkcja zgrabnie łączy ze sobą kilka pobocznych, np. granej przez Stephanie Martini Phyllis Lambert, pracującej w sztabie dowodzenia jako jedna z łączniczek a sztabem czy Gabriela Horodyszcza, w którego wciela się Adrian Zaremba - jednego z pilotów, którego najwyraźniej zbyt mocno gryzie sumienie, żeby zestrzelić choć jeden samolot.

 

Gwiazdorska obsada to spory plus 303. Bitwy o Anglię. Główną postacią jest Jan Zumbach ps. 'Donald', grany przez Iwana Rheona, którego na pewno kojarzycie z Gry O Tron, gdzie wcielił się w kontrowersyjnego (nawet jak na ten serial) Ramsaya Boltona. Obok Zumbacha pojawia się również postać Witolda 'Kobry' Urbanowicza, którego gra jeden z najlepszych polskich aktorów, Marcin Dorociński. Polskiego akcentu nie brakuje również w rolach pobocznych, m.in. Radosława Kaima (filmowy Zdzisław 'Król' Krasnodębski) czy Filipa Pławiaka (Mirosław 'Ox' Ferić). Warto też zaznaczyć, że dowódcę Dywizjonu 303., Johna 'Kentowskiego' Kenta, zagrał Milo Gibson - syn jednej ze światowych gwiazd kina, Mela Gibsona.

 

 

Tutaj jednak kończą się pozytywne uwagi na temat 303. Bitwy o Anglię. Jako że jest to produkcja opowiadająca o walce w przestworzach, naturalnym jest, że muszą pojawić się w niej starcia latających maszyn. I rzeczywiście, część ujęć zapiera dech w piersiach i pozwala nam przez moment poczuć się jak pilot myśliwca, ale... Jednocześnie większość wygląda, jak niskobudżetowy zwiastun symulatora walk powietrznych sprzed dwóch dekad. Aż mi się przypomniał (nie)sławny smok z Wiedźmina. Brr. Twórcom tych, nieco bolesnych dla oka, scen przydałoby się szkolenie z obsługi CGI...

 

Na plakacie promującym film widzimy Marcina Dorocińskiego, co sugerowałoby, że będzie jedną z głównych postaci Bitwy o Anglię. Owszem, jego gra aktorska jest świetna - z tym, że nie ma okazji gościć na ekranie zbyt długo. Marcin pojawia się w filmie raptem przez 20 minut. To stanowczo za mało, jak na tak dobrego aktora. Poza tym produkcja opowiada o polskim dywizjonie, więc obowiązkowo powinny się w niej pojawić dialogi po polsku. Toteż kwestie wypowiadane przez Iwana Rheona (Jana Zumbacha) w naszym języku zostały zdubbingowane w postprodukcji i zsynchronizowane z ruchami ust aktora. Zabieg udany, ale byłoby miło, gdyby Iwan jednak nauczył się tych kilku kwestii po polsku. Ponadto ogólnie niektóre dialogi są jakby spontaniczne, wypowiadane automatycznie, wręcz sztuczne - niczym po zabawie z syntezatorem mowy. I to również rzuca się mocno w oczy.

 

Do samej fabuły zastrzeżeń nie mam, bardzo dobrze wpisuje się w schemat dramatu wojennego - pod tym względem piątka z plusem. Gorzej, jeśli chodzi o scenariusz, a konkretniej przeskakiwanie między scenami. Nie jest to może aż tak częstym zjawiskiem, jak np. wspomniane nieco wyżej słabe użycie CGI, ale tego również nie da się przeoczyć. W jednej chwili toczy się walka w powietrzu, w drugiej widzimy lądujące już w bazie myśliwce - a to tylko jeden z przykładów.

 

Podsumowując, 303. Bitwa o Anglię to dobry dramat wojenny, na który można wybrać się do kina. Oczywiście nie należy oczekiwać produkcji poziomu Hollywood, bo temu filmowi daleko do ideału, ale mimo wszystko wart jest obejrzenia. Dlatego też oceniam Bitwę o Anglię na 6, jako dobrą produkcję, ale stosunkowo niskich lotów.

 

 

Ogólna ocena: 6/10