"Kundel" w Radomiu, czyli Artur Rojek w mistrzowskiej formie [RELACJA]
Jakub Banaszewski

"Kundel" w Radomiu, czyli Artur Rojek w mistrzowskiej formie [RELACJA]

  • Dodał: Jakub Banaszewski
  • Data publikacji: 28.11.2021, 22:14

27 listopada Artur Rojek wraz ze swoim zespołem wystąpili w sali Radomskiej Orkiestry Kameralnej, prezentując materiał ze swojej ostatniej solowej płyty - Kundel - wydanej w 2020 roku. W czasie niespełna dwugodzinnego koncertu nie zabrakło również pozostałych dobrze znanych dokonań artysty, a także niezapomnianych przebojów z czasów Myslovitz. Muzycy zaprezentowali się w wybornej formie, dając jeden z najlepszych koncertów, jakie dane mi było zobaczyć w tym roku. 

 

Choć od wydania drugiego solowego albumu Artura Rojka Kundel minęło już ponad półtora roku, artysta wciąż odgrywa go na żywo, nadrabiając pandemiczne zaległości. Po serii letnich występów, które muzyk dał podczas tegorocznych wakacji, przyszedł czas na jesienną edycję trasy. Wśród miast, które znalazły się na wypełnionym po brzegi koncertowym rozkładzie jazdy Rojka, znalazł się również Radom, gdzie były lider Myslovitz wystąpił w ostatnią sobotę (27.11). Będąc na półmetku zaplanowanego na końcówkę tego roku tournée, zarówno Rojek, jak i towarzyszący mu trzyosobowy zespół w składzie Tomasz Kasiukiewicz (instrumenty klawiszowe), Lesław Matecki (gitara) oraz Marcin Ułanowski na perkusji, byli w szczytowej formie, zabierając licznie zgromadzoną w Radomiu publiczność w fantastyczną muzyczną podróż, pełną nowych doświadczeń, dobrze znanych przystanków, zaskakujących niespodzianek oraz ujmujących chwil, które zostają w pamięci na długo. A publika nie pozostawała muzykom dłużna, od samego początku koncertu bardzo energicznie reagując na płynące ze sceny dźwięki, co w pewnym momencie zostało nawet nagrodzone przez wokalistę wymownymi brawami. 

 

A było co oklaskiwać, bo muzycy zaczęli z wysokiego C, prezentując na start mocną reprezentację utworów z najnowszego albumu, od rytmicznego Sportowego życia, przez tytułowego, konfesyjnego Kundla, aż po pełne energii i roztańczone Bez końca, podczas którego zwykle wycofany Rojek po raz pierwszy bez reszty dał się ponieść transowym brzmieniom. 49-letni wokalista był w świetnej formie i od samego początku grał, śpiewał i szalał na scenie, dosłownie dając z siebie wszystko. W setliście koncertu nie mogło też zabraknąć utworów z debiutanckiej solowej płyty muzyka - Składam się z ciągłych powtórzeń - z których w pierwszej części wieczoru usłyszeliśmy jeszcze porywające Krótkie momenty skupienia oraz fantastyczny, narastający Czas, który pozostał. Niezwykle osobiste teksty i bezpośredni, niemal namacalny przekaz sprawiły, że chciało się chłonąć każdą sekundę tego wyjątkowego wieczoru, w napięciu oczekując na kolejne wykonania. 

 

Wyjątkowo wybrzmiała ascetyczna i poruszająca, ale buzująca od emocji, środkowa akustyczna część koncertu, podczas której Artur Rojek został na scenie sam z gitarą, grając oryginalną wersję solowego Lata '76 oraz - ku zachwycie publiczności, która po pierwszych taktach zgodnie podniosła się z miejsc - niezapomniane przeboje Myslovitz Dla Ciebie z kultowej płyty Miłość w czasach popkultury z 1999 roku i wywołujące dreszcze, przepiękne Chciałbym umrzeć z miłości. I choć po wcześniejszych słowach może wydawać się to niemożliwe - od tego momentu było już coraz lepiej, a emocje na scenie i przed nią tylko rosły. Podczas wyzwalającej i wykrzyczanej Beksy, Rojek zdecydowanie skracał dystans i był już coraz bliżej pierwszych rzędów, by przebojowe Syreny zaśpiewać już z pozycji widzów, wędrując między rzędami i zbijając piątki z zachwyconymi fanami. I kiedy wydawało się, że wokalista już nie może bardziej emocjonalnie połączyć się z widownią, wybrzmiały rozpoznawalne od pierwszych dźwięków akordy największego przeboju Myslovitz i niekwestionowanego hymnu końca lat 90. - Długość dźwięku samotności - które Rojek praktycznie od początku oddał w całości do odśpiewania radomskiej publiczności, oddalając się od mikrofonu, by z widoczną radością i wzruszeniem chłonąć ten wyjątkowy moment.

 

Reakcje na energię, która rezonowała między zespołem a publicznością, nie mogła być udawana, bo nie dość, że na bis nie trzeba było długo czekać, to artyści wracali na scenę aż dwukrotnie. Najpierw Rojek zaśpiewał zaskakującą i rozczulającą wersję Cucurrucucú paloma po hiszpańsku, które niegdyś wykonywał sam Julio Iglesias, oraz repryzę z Bez końca, podczas której wspólne śpiewy i tańce zdawały się - zgodnie z tytułem - nie mieć końca. Zaś na finał wybrzmiały zupełnie nowa, premierowa i pulsująca kompozycja Spalam się, którą oficjalnie mamy poznać w 2022 roku, oraz wyciszona i ponownie akustyczna, wykonana przez Artura solo (który po raz ostatni wrócił na scenę) - Wieża melancholii - w wersji, która wywoływała ciarki, niczym nie różniąc się od emocjonalnego oryginału Myslovitz z niezapomnianego albumu Korova Milky Bar. Wymowna cisza, która nastała tuż po chóralnych śpiewach, mówiła sama za siebie.

 

Był to trzeci koncert Artura Rojka, który miałem okazję i przyjemność zobaczyć w tym roku, ale też bez wątpienia najlepszy. Artysta do perfekcji opanował dawkowanie muzycznych emocji podczas swojego show, zręcznie i z niebywałym luzem żonglując kolejnymi wyciąganymi z rękawa scenicznymi asami, które z mistrzowską precyzją buduje w oparciu o silne fundamenty prawie 30-letniego muzycznego doświadczenia. Jego solowe występy, pełne zarówno nowej energii, jak i odświeżonej i zreinterpretowanej klasyki, to prawdziwa koncertowa ekstraklasa i dowód umiejętnego połączenia beztroskiej zabawy, frapującego transu i artystycznej dojrzałości. Warto się o tym przekonać na własnej skórze, bo Artur Rojek i jego zespół są na tegorocznej trasie nie do zatrzymania. Bez chwili zawahania - koncert roku.

Źródło: Koncerty w Polsce/Instagram