Film do kotleta, adaptacja do kosza - "Uncharted" [RECENZJA]
TYLKOHITY/YouTube

Film do kotleta, adaptacja do kosza - "Uncharted" [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 18.02.2022, 23:26

Jako fan serii Uncharted nie mogłem przejść obojętnie wobec pierwszej oficjalnej ekranizacji tejże gry. Choć łudziłem się, że ten projekt może wypalić dobrze, przede wszystkim jako EKRANIZACJA, to po seansie utwierdziłem się w przekonaniu, iż jednak nie wypalił. Wypalono natomiast moje nerwy.

 

Uncharted opowiada historię Nathana Drake'a (Tom Holland), młodego złodziejaszka zafascynowanego historią. W pewnym momencie spotyka na swojej drodze niejakiego Sally'ego, który otwiera przed nim świat poszukiwaczy skarbów. Wspólnie będą starali się odnaleźć dawny skarb Ferdynanda Magellana, a na ich drodze stanie antagonista grany przez Antonio Banderasa.

 

Jak wielu może dostrzec po tytule, moja opinia wobec tego filmu jest dość oschła. Nim jednak zacznę przeklinać twórców za oblanie ciepłym moczem materiału źródłowego, to skupię się na tym, co w mojej opinii wyszło. Przede wszystkim, jest to ogólnie całkiem w porządku widowisko na piątkowy wieczór z rodziną - sporo się dzieje, jest mnóstwo żarcików, są jakieś zagadki, a jak leci w TV, to nawet gdy włączycie go w połowie, to raczej załapiecie o co chodzi. Może babci nie puszczajcie, bo jednak ludzi mordują, ale już z rodzicami obejrzeć można.

 

Skoro już powiedziałem wszystkie zalety, to czas przejść do roastu. A twórcy zapewnili mi materiału na parę treściwych akapitów (Powiedziałbym Bóg zapłać, ale podczas seansu scenarzyści zbyt wiele razy straszyli mnie złą zakonnicą, abym uznał ich za wierzących). Warto zacząć od tego, że to właściwie nie ma zbyt wiele wspólnego z marką Uncharted. Tom Holland stworzył własną wersję Nathana Drake'a i choć lubię, gdy ktoś chce wejść w polemikę z materiałem źródłowym, tak Nathana odarto z większości charakterystycznych cech. Mamy tutaj Toma Hollanda - pociesznego i uroczego chłopca, który kradnie serca wielu dziewcząt, ale nijak ma się do postaci zaprezentowanej w grze, która w końcu była fantastycznie napisana.

 

Większym problemem wydaje się być jednak Sally, który jest postacią strasznie jednowymiarową. Nawiązując do kultowego zdania z Kalim, o tym bohaterze mogę powiedzieć jedynie: Sally mieć złoto, Sally szczęśliwy. Sally nie mieć złota, Sally być zły i wystawiać znajomych. Naprawdę nie sposób mi go było polubić i już odstając od tego, czy jego komputerowy pierwowzór był lepszy, to ta postać po prostu jest irytująca. Mark Walhberg robi co może, ale niestety nawet jego charyzma nie ratuje tego strasznego spektaklu.

 

Pochwalę natomiast choreografię. To właściwie jedyny element, gdzie czułem, że oglądam film Uncharted. Pełno jest tutaj ładnie zaprojektowanej akcji, gdzie bohaterowie ciekawie wykorzystują otoczenie do walki czy ucieczki, co ogląda się naprawdę przyjemnie. Wiem, że miałem to samo w grze i dodatkowo mogłem sobie poklikać przyciski, ale same te sceny były po prostu miłe dla oka...

 

...No dobra, byłyby przyjemne gdyby przyszedł kompetentny reżyser, ale niestety takiego nie uświadczyliśmy. Wiele scen ma fantastyczny pomysł na siebie, gdzie aż prosi się, aby wprowadzić jedno dłuższe ujęcie i zrobić z tego fantastyczną scenę akcji. Jednak cięcia pojawiają się właściwie ciągle, więc ostatecznie w tych sekwencjach widziałem jedynie niewykorzystany potencjał, co ładnie łączyło się z resztą obrazu, ale nijak nie było ciekawe wizualnie.


Ponarzekam jeszcze na efekty, które wyglądają wprost paskudnie. Niektóre widoczki robią wrażenie i widać, że ktoś się przy nich napracował, ale sekwencja z samolotem, reklamowana zresztą na zwiastunach, jest po prostu koszmarna. Tak marnego CGI dawno nie uświadczyłem i mam nadzieję nie ujrzeć przez długi czas. Niby mamy do czynienia z filmem live-action, ale jak trzeba to dostaniemy po prostu animację komputerową z lipnie wklejonymi twarzami (ponownie lepiej sprawdziła się gra...)

 

I teraz ktoś pomyśli, że on gry nie zna, to pewnie będzie się dobrze bawił. No i raczej tak będzie. Bo to nie jest film wybitny, czy nawet dobry, ale sprawdzi się jako przeciętny akcyjniaczek z gwiazdorską obsadą, gdzie pośmiejemy się z kilku żartów powtarzanych na okrągło. Boli mnie jednak, że to adaptacja gry, którą zwyczajnie lubię, a nie widzę w tym filmie niczego, co by to ukazywało. Nie twierdzę, że zmiany są złe, ale ta produkcja całkiem odcina się od materiału źródłowego i tylko zabiera miejsce czemuś, co faktycznie mogło na tym bazować. Niech to się nazywa Tom Holland i Przyjaciele, a nie udaje, iż ma coś wspólnego z tamtą marką, to może za jakiś czas dostaniemy to prawdziwe Uncharted. Teraz to ani wilk syty, ani owca cała.

 

Tak więc, czy polecam seans? Jeśli nie jesteś fanem Uncharted i masz ochotę obejrzeć Toma Hollanda będącego Tomem Hollandem wraz kilkoma fajnymi aktorami, to polecam, szczególnie jeśli szukasz czegoś do puszczenia w tle przy obiedzie. Jeśli jednak któreś z tych kryteriów nie zostanie spełnione, a już szczególnie to bycie fanem, to idziecie na własną odpowiedzialność, gdyż ja już swoje nerwy straciłem i nikomu tego nie życzę.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl