"Martwe korzenie" [RECENZJA]
Martyna Koczorowska

"Martwe korzenie" [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 23.03.2022, 22:45

Ostatnimi czasy sporo mówiło się o Łasuchu, głównie za sprawą udanego serialu. I choć nie jest to recenzja tego tytułu, to trudno go nie wspominać przy Martwych korzeniach, z uwagi na tego samego twórcę, który ewidentnie chciał uderzyć w podobne tony.

 

Martwe korzenie to komiksowy horror, w którym poznajemy historię pewnej rodziny. Jej życie nie różniło się dotychczas od innych, aż w pewnym momencie okazało się, że córka zaczyna zamieniać się... w drzewo. W związku z tym jej bliscy będą musieli działać, aby ją uratować.

 

Przede wszystkim, ten komiks to udany horror. Kiedy słyszymy pomysł na niego, to już na starcie jesteśmy zaintrygowani, a wraz z biegiem historii dajemy się pochłonąć wykonaniu tej idei. Cały czas obserwujemy, jak nasza bohaterka stopniowo zmienia się coraz bardziej w ową roślinę i widok ten doskonale sprawdzi się dla fanów body horroru. Widać, że zostało to doskonale przemyślane, aby wywoływać nieprzyjemne odczucia, ale również intrygować tym, co możemy zobaczyć wkrótce.

 

Przy tym, sam wątek daje spore podłoże do ekologicznego przesłania. Oczywiście łatwo domyślić się, w którą stronę może to iść, ale miło widzieć coraz więcej dzieł, które starają się iść w tę tematykę. Choć tutaj jest to delikatne niczym wciskanie reklam protein i białka na siłowni, to i tak doceniam, że pokuszono się, aby powiedzieć coś w tym temacie.

 

Ważna jest również rodzina. Temat, który wielokrotnie pojawia się w różnych dziełach kultury (szerzej omówiłem to w moim porównaniu Naszego magicznego Encanto do Szybkich i wściekłych), tutaj również ma swoje miejsce i wypada dość przyzwoicie. Widok rodziny, która musi patrzeć na mimowolną przemianę jej dziecka w drzewo nie należy do zbyt miłych (chyba, że ojciec byłby Drwalem), natomiast był to ciekawy aspekt do śledzenia.

 

Problem tylko w tym, że te wszystkie wątki brzmią super w ramach oddzielnych projektów bądź długiej historii, natomiast tutaj mamy zaledwie 300 stron, na których wszystko zostało dość ściśnięte. Mam wrażenie, że Lemire dostał zbyt krótki metraż i zamiast rozpisać sobie na spokojnie tę historię w ramach wielotomowej opowieści (co zresztą zawsze czyni, gdyż jego serie charakteryzują się objętością 30 zeszytów, a tutaj mamy ich zaledwie 15) strasznie ją okroił. Przez to część tych wątków nie wybrzmiewa, jak powinna i pozostawiła mnie z poczuciem niedosytu. 

 

Zresztą nie pomaga tutaj również fakt, że Lemire stworzył już wspomnianego Łasucha. Tam również pojawia się tematyka proekologiczna i masa innych wątków, jednakże długi metraż sprawił, iż dało się spokojnie opowiedzieć całą historię. Tutaj jednak tego zabrakło i odnoszę przez to wrażenie, że znajomość tamtego komiksu znacznie szkodzi odbiorowi tego, gdyż w tym porównaniu Korzenie mają spory problem.

 

Warto powiedzieć jeszcze co nieco o rysunkach, lecz nie wiem czy mam do powiedzenia cokolwiek szczególnego. Kreska jest po prostu w porządku, ma swój klimat i styl, ale jedyny prawdziwy moment zachwytu dotyczył zmieniającego się designu naszego dziewczynko-drzewa. Na pewno szata graficzna nie popsuje nikomu zabawy, lecz nie wiem też, czy jest tak wybitna, aby polecać ten komiks tylko dla tego aspektu.

 

Ostatecznie mam spory problem z oceną Korzeni rodzinnych. To dobry tytuł, z masą intrygujących pomysłów i ważnym przesłaniem, ale czuć, że został za bardzo skondensowany, przez co niektórzy mogą po lekturze zostać z wrażeniem, iż czegoś mu brakuje. Ja jednak będę wspominał tę pozycję jako coś interesującego, co może nie zmieniło mojego życia, ale przynajmniej próbowało zrobić coś nowego w ramach dość klasycznych historii. I to bardzo doceniam.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl