Nieśmieszny żart na Prima Aprilis - "Morbius" [RECENZJA]
Morbius/IMDb

Nieśmieszny żart na Prima Aprilis - "Morbius" [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 01.04.2022, 22:51

Nadszedł wreszcie ten dzień. 1 kwietnia - dzień Prima Aprilis, czyli żartów i psot, które możemy bez skrupułów robić naszym najbliższym, tudzież innym osobom. W to święto wpisało się również Sony, które postanowiło zażartować sobie z widzów, wypuszczając twór o nazwie Morbius.

 

Morbius opowiada historię Michaela Morbiusa, młodego naukowca, który od dziecka zmagał się z trudną chorobą krwi. Kiedy zauważa, że jego życie powoli dobiega końca, postanawia uciec się do skrajnej metody, w postaci wszczepienia sobie DNA specjalnej odmiany nietoperzy. W ten sposób protagonista zwalczy chorobę, ale i stanie się łaknącym krwi wampirem.

 

Nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiem, że ten film jest fatalny. Większość moich zarzutów dotyczy samego scenariusza, tak więc i od niego zacznę swoje przemyślenia. Bo trzeba powiedzieć jedno - ukazana tutaj historia jest po prostu fatalna. Fabuła wygląda gorzej niż w niejednym filmie z początku XXI wieku, w którym bohaterowie musieli przechodzić konkretne origin story, dokładnie objaśnić swoje moce widzom (bo przecież pokazać nie wystarczy), a potem zrobić jakąś walkę na koniec i to tyle.

 

A przy tym historia ma mnóstwo dziur fabularnych i to naprawdę sporych. To jest już ten poziom, kiedy ja nie miałem wrażenia oglądania porządnego, drogiego blockbustera, a jedynie zabawę pięciolatka, który co chwila wprowadza jakieś nowe moce dla postaci, przeczy samemu sobie i w sumie nie ma konkretnego pomysłu na to wszystko. Tylko to jest film, kosztujący olbrzymie kwoty, a ja, jako widz, chciałbym chociaż przez 5 minut nie przewracać oczyma ze zdumienia, że to wszystko jakimś cudem przeszło.

 

Żeby jeszcze tego było mało, to dialogi również są napisane fatalnie. Brzmią jak wynik generatora, w którym ktoś użył komendy Rozmowa dwójki braci, a następnie ten się przegrzał i pół rozmowy wrzucił, a resztę improwizowali aktorzy. Po prostu istny dramat, którego na pewno nie spodziewałem się w aż takim stopniu.

 

Uprzedzam również, że bohaterowie tego nie ratują. Pamięta ktoś może Kapitan Marvel? No film fatalny, ale bohaterka ciekawa. Pamięta ktoś Venoma? No pierwsza część fatalna, ale Eddie Brock miał super relację z Venomem. Tutaj nawet tego nie dostajemy. Morbius to po prostu tragicznie napisana kukiełka, która jedyne co ma, to moce. Nie ma cienia charyzmy, chęci do życia czy czegokolwiek, za co moglibyśmy go polubić. Nie ma tego także jego przyjaciółka Pani Doktor, wypadająca nawet gorzej niż on.

 

Specjalnie oddzielę jednak antagonistę, który jest chyba jeszcze bardziej irracjonalny niż reszta. Jego pobudki już na starcie potrafią bawić, natomiast to, co dzieje się tutaj dalej, zakrawa już o niezamierzoną komedię. Ten bohater raz chce być fantastycznym bratem, innym razem totalnym złolem. Niby widzimy w nim empatycznego człowieka, aby potem zobaczyć zwykłą gnidę. Nie klei się to w żaden sposób i szczególnie boli, gdy spojrzymy na coraz lepiej pisanych antagonistów (ale to w innym filmach oczywiście).

 

Aktorsko również mamy zabawną paradę klaunów. Mam wrażenie, że reżyser niezbyt dokładnie przekazał swój pomysł, tak więc Jared Leto gra maksymalnie poważnie i mrocznie, natomiast Matt Smith cały czas stara się do tego podejść z dystansem. Wygląda to komicznie, ale przede wszystkim zaburza nasz pogląd na film, bo tu już nie do końca wiadomo, czy mamy dramat, a może komedię. Ja wiem tylko tyle, że w obu przypadkach mamy po prostu tragedię.

 

Przy tym jestem w szoku, jak beznadziejnie niezabawny jest to film. Idąc na taki blockbuster, liczymy na jakieś ciekawe żarciki, one-linery itp., natomiast tutaj tego nie ma. Jedyne co bawi, to nieudolność twórców w pisaniu scenariusza i próbie opowiedzenia jakiejkolwiek historii. Dobry tego przykład widoczny jest na początku, kiedy podczas rozmowy dwóch osób z trudnościami z chodzeniem jedna z nich zarzuca Chodźmy się przejść. No może ja czegoś nie zrozumiałem, ale chyba coś tutaj nie wyszło tak jak trzeba.

 

Montaż też jest kolejnym gwoździem do trumny. Przed seansem dostawaliśmy wiele znaków, że film był wielokrotnie przemeblowany, aby odpowiednio usuwać i dodawać elementy z MCU i innych filmów Sony. I czuć, że często jakiejś sceny brakuje bądź sekwencja została urwana w jakimś mniej lub bardziej ważnym momencie. Może Disney szybko chciał się odciąć, gdy zobaczył, jaki potwór powstał i szczerze mówiąc, wcale mnie to nie dziwi, bo wygląda ta produkcja jak ten dziwny kuzyn, z którym zdecydowanie nikt nie chciałby się bawić, a już tym bardziej się do niego przyznawać.

 

Chciałbym coś napisać o reżyserii, ale jest tutaj tyle szaro-czarnej mgły, że trudno o cokolwiek ciekawego. Nie ma w tym filmie nawet jednej sekwencji akcji dziejącej się w ciągu dnia, a sama noc nie zostaje w żaden sposób ograna. Jedyne, co jakkolwiek da się pochwalić, to okazjonalne wrzucenie neonków w niektórych scenach. Czułem się trochę jak dziecko, które chce wygrać w loterii dużego misia, a dostaje najgorszego, taniego lizaka. No jest to niby nagroda pocieszenia, ale każdy może sobie odpowiedzieć, jak to pocieszenie wygląda.

 

Za to efekty wyglądają nawet w porządku... A przynajmniej tyczy się to twarzy. Morbius często uwalnia swą wampirzą naturę i wygląda to naprawdę nieźle. Jest to tanie, ale na swój sposób pasuje nawet do stylistyki. Nie wiem tylko, jaki intelekt wpadł na pomysł, aby wszystko pokazywać w ramach dzikiej mgły, która miała udawać echolokację. Brzydkie to i zbędne zarazem. Za to pomysłodawcę tego, aby protagonista umiał latać na nieznanym powiewie wiatru zapraszam do ekranizacji Kordiana. Chmurka już czeka do lotu na Polskę.

 

Tak oto prezentuje się żart Sony na Prima Aprilis. Nie jest on zbyt zabawny, a wręcz wzbudza naszą litość. Nie działa jako przyjemny blockbuster ani nawet jako jakiś ciekawy film. To po prostu słaby, mocno klasyczny gniot, który zostanie w pamięci wielu tylko dlatego, że był AŻ TAK FATALNY. Ja nikomu nie polecam tego seansu, a wręcz dziwi mnie, że w kinach będą odbywać się pokazy po pierwszym kwietnia, kiedy to nasze święto dobiegnie już końca. Ale to przecież musi być jakiś błąd...

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl