"Fantastyczne zwierzęta: Tajemnice Dumbledore'a" (oraz ekranowa nuda) [RECENZJA]
Fantastyczne zwierzęta/IMDb

"Fantastyczne zwierzęta: Tajemnice Dumbledore'a" (oraz ekranowa nuda) [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 10.04.2022, 13:09

Po niezwykle słabej i nużącej drugiej odsłonie Fantastycznych zwierząt, przyszedł czas na jej kontynuację, wobec której nie miałem żadnych oczekiwań. I chyba tylko ten brak sprawił, że udało mi się wytrzymać na sali bez częstego zasypania.

 

Fantastyczne zwierzęta: Tajemnice Dumbledore'a kontynuują historię ukazaną w dwóch poprzednich odsłonach serii. Po raz kolejny śledzimy losy Newta Scamandera, który tym razem połączy siły ze znanym Albusem Dumbledorem, aby wspólnie pokonać Le Chiffre'a... znaczy Gellerta Grinderwalda. W międzyczasie będą odbywać się wybory na nowego przywódcę świata magów, które znacząco wpłyną na konflikt bohaterów.

 

Tak jak wspomniałem, nie miałem wobec tego obrazu żadnych oczekiwań. Fatalna druga część, sporo problemów z przepisywaniem scenariusza czy recast Grindelwalda to jedynie kilka spośród masy problemów, jakie miał ten film. I niestety czuć te kłopoty z daleka, gdyż nie jest to dobry czy nawet niezły film, ale co ciekawe, robi wiele rzeczy znacznie lepiej od swojego poprzednika.

 

Przede wszystkim, wreszcie widzimy tutaj tytułowe zwierzęta. Choć nie jest to już tak istotny wątek, jak w przypadku pierwszej odsłony serii, to widać, iż twórcy odrobili lekcje i zrozumieli, że obiecując w tytule najróżniejsze stwory, a przy tym mając speca od nich jako protagonistę, trzeba je wpleść do fabuły. I tak też się stało, gdyż jest ich naprawdę sporo, a część z nich stanowi ważną i integralną część fabuły. Przy tym warto wspomnieć o rewelacyjnych projektach tychże żyjątek, mogących naprawdę zaskoczyć swoją kreatywnością. 

 

Innym aspektem, który wypada rewelacyjnie, jest muzyka. Filmy z Wizarding World zawsze miały szczęście do zdolnych kompozytorów i nie inaczej stało się w tym przypadku. Wiele utworów może zapaść w pamięć, ale przede wszystkim rewelacyjnie budują one klimat każdej sceny. Sprawdza się to na każdym polu - buduje napięcie emocjonalne, uatrakcyjnia sceny akcji, a czasem czaruje (nomen omen) nostalgią podczas pokazywania Hogwartu. Piękne to i porywające  zarazem.

 

Mniej jednoznacznym punktem jest już natomiast aktorska strona dzieła. Warto wspomnieć, że Mads Mikkelsen jest rewelacyjnym Grinderwaldem. Dzięki niemu ten antagonista staje się prawdziwym potworem, którego nie chcemy spotkać w obskurnym zaułku. Jest groźny, nieprzewidywalny, ale i rozumiemy, dlaczego potrafi pociągnąć za sobą zastępy czarodziejów, tylko dzięki jednej przemowie. Szkoda mi przy tym, że Johnny Deep stracił pracę, lecz jego następca nie tylko kontynuuje ukazywanie tej postaci, ale również strasznie dużo daje od siebie.

 

Niestety reszta jest już bardziej zmarnowanym potencjałem. Eddie Redmayne jako Newt ma strasznie mało miejsca do grania i jedyne, co w związku z nim zapamiętamy, to specyficzny sposób chodzenia. Jest to niesamowicie zdolny aktor, więc zwyczajnie boli, że słynie tylko z tego. Podobnie sprawa wygląda z Judem Lawem, który, choć został wybrany idealnie do tej roli, to nie ma za bardzo możliwości się wykazać. Ezra Miller natomiast robi na ekranie to samo, co w prawdziwym świecie, więc akurat jego talentu aktorskiego w tym obrazie nie zamierzam oceniać.

 

I teraz ktoś pewnie pomyśli: No dobra, ale mi w sumie fajne stworki i uroczy klimat wystarczą, abym bawił się dobrze, otóż nic bardziej mylnego, gdyż nie wspomniałem o najważniejszym, czyli o scenariuszu. Niestety, tak jak w przypadku poprzedniej odsłony, mamy tutaj istny bałagan. Wątki są tylko po to, aby przesuwać fabułę do przodu, a bohaterowie to tekturki, które mamy lubić jedynie za one-linery, jakie rzucają w różnych sytuacjach. Jest to miejscami zbyt chaotyczne i głupie, ale przede wszystkim nie czujemy, ażeby miało to do czegoś konkretnego prowadzić.

 

Wiąże się z tym fatalne tempo. Film trwa niby tylko 140 minut, co jak na blockbuster nie jest fatalnym czasem, a jednak wlecze się to niemiłosiernie. Wszystko musi być nam skrupulatnie tłumaczone i pokazane, a przy tym ciągle budowane są NIESAMOWITE TAJEMNICE, których rozwiązania jesteśmy w stanie zgadnąć już po 5 minutach. To jest zwyczajnie nudne i nie wiem czy jest to wina mojego ambiwalentnego stosunku do serii oraz bohaterów, czy może samego filmu, lecz w pewnym momencie bardziej interesował mnie mój zegarek, niż to, co działo się na ekranie.

 

I z tym wszystkim wiąże się naprawdę średnia reżyseria. Efekty są zrobione solidnie i poza kilkoma wpadkami ze złym trzymaniem zwierzaków, były naprawdę przyjemne dla oka. Aczkolwiek brakuje tutaj jakichś zabaw kamerą. Ukazywania dziwności i specyfiki tego świata w ramach ciekawszych i bardziej pomysłowych kadrów. Niczego takiego nie ma, a my jesteśmy raczeni dziełem klasycznego rzemieślnika, który zrobi dokładnie to, o co go poprosimy, ale nie da już krzty inwencji twórczej. A szkoda, bo tej marce potrzebna jest świeża krew, mogąca uatrakcyjnić wizualnie to widowisko.

 

Ostatecznie więc, nowe Fantastyczne Zwierzęta to po prostu klasyczny średniak. Nic specjalnego, co może porwać tłumy, ale też nic tragicznego na miarę poprzedniej odsłony. To średni blockbuster z bardzo dobrą muzyką, fajnymi stworkami i niezłą paradą aktorów, ale też słabą reżyserią i fatalną fabułą. Czy polecam seans? Na jakimś VOD z braku czegoś lepszego może się sprawdzić, natomiast wycieczkę do kina zdecydowanie odradzam, gdyż nie dostajemy tutaj niczego, co mogłoby nam ją wynagrodzić.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl