Nie oglądaj się za siebie - „Nie!” Jordana Peele'a [RECENZJA]
Universal Pictures/YouTube Screenshot

Nie oglądaj się za siebie - „Nie!” Jordana Peele'a [RECENZJA]

  • Dodał: Daniel Sztyk
  • Data publikacji: 18.08.2022, 23:57

Dzisiejsze kino mainstreamowe próbuje przyzwyczaić nas do utartych schematów podawanych w jak najatrakcyjniejszej formie. Skutkiem tego jest to, że coraz bardziej męczymy się widowiskami komiksowymi czy odgrzewaniem kotletów, w których w rolę kotleta wcielają się kochane niegdyś marki. Gdy w 2017 roku na salonach pojawił się Jordan Peele (oczywiście jako reżyser, wcześniej był znany w środowisku jako komik) widzowie poczuli powiem świeżości. Wpisujący się w nurt posthorroru Uciekaj zachwycił krytyków, przyciągnął do kin tłumy oraz przyniósł Oscara za scenariusz zdolnemu debiutantowi. Z każdym kolejnym filmem Peele dostaje coraz więcej pieniędzy na realizację swoich wizji. W przypadku Nie! możemy mówić już o blockbusterze, ponieważ mówimy o filmie grozy realizowanym za niemalże 70 milionów dolarów. Pytanie nasuwa się więc samo: czy Peele jest w stanie zachować swoją twórczą tożsamość w zderzeniu z większym budżetem oraz z jeszcze większymi oczekiwaniami widzów? Nie będę nikogo trzymał w niepewności: Peele wciąż pozostaje jednym z najbardziej oryginalnych reżyserów w dzisiejszym Hollywood.

 

O najnowszej produkcji twórcy To my trudno jest opowiadać bez wchodzenia na pole spoilerów. Peele zdążył nas przyzwyczaić do tego, że jego filmy są owiane aurą tajemnicą. W dużym skrócie możemy powiedzieć, że to film, którego osią jest relacja siostry i brata, którzy są świadkami dziwnych anomalii na farmie ojca. Mam nadzieję, że tyle wystarczy, by jednocześnie nie zepsuć wam zabawy oraz zachęcić was do seansu.

 

Przyznam, że przed seansem Nie! zastanawiałem się czy Peele nadal będzie w stanie mnie zaskoczyć. Jego dwa poprzednie filmy, choć różniące się od siebie, dało się umieścić w podobnym kluczu stylistycznym. Bałem się, że Peele nie pokusi się o rewolucję. Wiadomo, że nawet mniej oryginalny film twórcy Uciekaj byłby bardziej odkrywczy niż większość kina mainstreamowego, to jednak po cichu liczyłem, że w Nie! ten utalentowany reżyser dorzuci nowe elementy do swojego repertuaru. Nie zawiodłem się. Produkcja z Danielem Kaluuyą i Keke Palmer w rolach głównych aspiruje do bycia nowym otwarciem w dorobku amerykańskiego twórcy. Większa skala, romans z kinem sci-fi czy dotykanie nowych tematów sprawiają, że Nie! wydaje się filmem głębszym oraz bardziej spełnionym niż wcześniejsze dokonania Peele’a (choć wciąż uznaję Uciekaj To my za wybitne filmy). Mimo tych innowacji, łatwo poznamy, czyj jest to film. Wiele scen w samochodzie, dobieranie charakterystycznych utworów muzycznych czy dialogi wkładane w usta bohaterom stały się już znakami rozpoznawalnymi Amerykanina.

 

To, co najbardziej urzeka mnie w przygotowywanych przez Jordana Peele’a produkcjach, to mnogość ich interpretacji. Zawsze po seansie jego filmów zastanawiam się przez długi czas, co autor miał na myśli. W mojej głowie rodzą się kolejne pytania. Imponuje mi fakt, że w jednym filmie da się poruszyć aż tyle tematów od kwestii rasowych, poprzez wpływ kultury, aż po wiwisekcję nastrojów panujących w społeczeństwie. Łączenie ekstrawaganckiej formy z głęboką treścią wychodzi mu, jak nikomu innemu.

 

Na koniec zostawiłem kilka słów o aktorach. Daniel Kaluuya wypada dobrze w swojej roli, choć w mojej opinii grywał lepiej (rola we wspomnianym wcześniej Uciekaj znacznie ciekawsza). O wiele lepiej wypadają Keke Palmer oraz Steven Yeun, którzy kradną każdą scenę dla siebie. Palmer gra porywczą siostrę protagonisty, która wprowadza dynamikę do tego filmu. Jest zabawna i na szczęście nigdy nie posuwa się w żartowaniu za daleko. Yeun dorzucił do swojego aktorskiego CV kolejną bardzo oryginalną rolę. Coraz bardziej cenię tego aktora i będę śledził jego dalsze dokonania. Widać, że kariera Yeuna nabrała tempa po doskonałej roli w Minari. Na słowa uznania zasługuje również wcielający się w ekscentrycznego reżysera Michael Wincott, którego szorstkość ma w sobie masę aktorskiego uroku.

 

Jak ostatecznie wypada Nie!? W mojej opinii jest to najlepszy do tej pory obraz Jordana Peele’a. Jest w nim tak wiele znaczeń do odkrycia. Każdy kolejny seans będzie przynosił kolejne pytania, ale zapewne też zaczną pojawiać się odpowiedzi. Świetny materiał do prac filmoznawczych oraz pożywka dla miłośników popkultury. Nie! to po prostu kino kompletne, które obroni się zarówno jako letni blockbuster, jak i ambitne kino aspirujące do bycia krokiem milowym w dziejach tworzącego się na naszych oczach posthorroru.

 

Moja ocena: 9/10

Daniel Sztyk – Poinformowani.pl

Daniel Sztyk

Rozkochany w kinie i literaturze student polonistyki. W wolnych chwilach, gdy akurat nie siedzi w kinie, ogląda Premier League, by rozkoszować się magią futbolu. E-mail: danielszdanielsztyk@gmail.com