Winkler w dobrej formie - recenzja „Śmierci drugiej” Beaty i Eugeniusza Dębskich

Winkler w dobrej formie - recenzja „Śmierci drugiej” Beaty i Eugeniusza Dębskich

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 26.10.2022, 21:27

Tomasz Winkler powraca w znakomitej formie! Dębscy snują w Śmierci drugiej rozpędzającą się niczym kernowska lokomotywa historię kryminalną, wplatając w nią w typowy dla siebie sposób ciepły, niewymuszony humor sytuacyjny i językowy. Niektóre wymiany zdań są smakowite jak tort ze słynnej wrocławskiej cukierni Spychały i zapadają w pamięć na długo. Finał zaś po prostu wbija w fotel.

 

Moje pierwsze spotkanie z wrocławskim duetem pisarskim (małżeńskim też) Beaty i Eugeniusza Dębskich miało miejsce niemal dokładnie rok temu, kiedy w moje ręce wpadła... druga część serii z Tomaszem Winklerem, Zimny trop. Książka bardzo przypadła mi do gustu, więc z chęcią cofnąłem się do części pierwszej, Dwudziestej trzeciej, a na koniec tej intensywnej winklerowej jesieni pochłonąłem Szwedzki kryminał. Trzy książki w kilka miesięcy, trzy naprawdę niezłe lektury. Dębscy zapewne weszli na rynek mając gotową trylogię w całości, domyślam się, że nie mieli planów na kolejne odsłony, wszak Eugeniusz ma i inne literackie zainteresowania (i obowiązki). Jednak bardzo ciepłe przyjęcie przez krytykę, a przede wszystkim przez czytelników, skłoniło ich do pociągnięcia tego pierwszego współczesnego wrocławskiego cyklu kryminalnego (Marek Krajewski swoje książki umiejscawia w dalekiej przeszłości, inni wrocławscy autorzy tego gatunku do szerszej publiczności nie trafili, choć może się to zmienić, ale to materiał na inną historię). I bardzo dobrze, choć przyszło nam blisko rok czekać na dalsze losy Tomasza Winklera, jego byłych kolegów z policji oraz creme de la creme twórczości Dębskich, Romy i Iwy, dwóch kobiet najbliższych głównemu bohaterowi.

 

Śmierć druga ma te wszystkie cechy, za które Dębskich polubiłem. Po pierwsze zrazu leniwie rozwijającą się intrygę kryminalną, która z rozdziału na rozdział rozpędza się coraz bardziej, wciąga czytelnika (i jej bohaterów też oczywiście), pod koniec pędzi już do spektakularnego, godnego najlepszych mistrzów gatunku finału. Tym razem ostatnie kilkadziesiąt stron jest naprawdę mocne, rasowe i krwiste. Winkler chyba po raz pierwszy w swoich poczynaniach wychodzi z siebie i w policyjne konwenanse się nie bawi, tylko wymierza sprawiedliwość komu i gdzie trzeba. Intryga jest skonstruowana misternie, wielowątkowo, ale logicznie, zrozumiale i realnie. Nawiązuje też nieco do poprzedniej części, warto więc losy Tomasza poznawać chronologicznie, od pierwszej części cyklu począwszy. Jest mocno i krwiście, jak wspomniałem, niemniej autorzy nie wychodzą poza granice dobrego smaku z jednej, ani prawdopodobieństwa w polskich realiach z drugiej strony.

 

Dębscy to nie Bonda ani Mróz, więc książka daje czytelnikowi rozrywkę nie tylko czysto sensacyjną. Znakiem rozpoznawczym cyklu jest specyficzne poczucie humoru autorów i postaci przez nich wykreowanych. Daleko Śmierci drugiej do komedii kryminalnej, ale przy jej lekturze nie raz przyjdzie się czytelnikowi uśmiechnąć, czy nawet roześmiać. Nie będzie to jednak rechot, nie jest to dowcip, w którym gustuje choćby Olga Rudnicka (absolutnie nie mam nic przeciwko tej autorce, wręcz odwrotnie, bardzo lubię jej opowiastki). Humor oparty jest przede wszystkim o specyficzne relacje między Tomaszem i jego babcią Romą. Darzą się wielkim uczuciem i szacunkiem, ale dialogi prowadzą, jakby nie potrafili oprzeć się jakiejkolwiek okazji na drobną choć wzajemną uszczypliwość. Nie ma w niej za grosz złośliwości, jest ciepło i wiara w intelekt i poczucie humoru interlokutora. Oboje nimi błyszczą, potrafią tą specyficzną formą dialogu zrazić swoje otoczenie, osobiste i zawodowe. Konstrukcyjnie jest to też dobrze pomyślane. Kiedy na początku wątek kryminalny dopiero się buduje, tych elementów jest więcej, z czasem, gdy sytuacja wokół śledztwa gęstnieje, zdecydowanie ich ubywa, a pyszna postać babci Romy usuwa się w cień. Swoją drogą bardzo ciekaw jestem byłem, czy postać tam ma jakiś pierwowzór w życiu autorów. Odpowiedź znajdziecie w wywiadzie, który przeprowadziłem z Beatą i Eugeniuszem.

 

Książka, podobnie jak poprzednie, jest bardzo wrocławska. Tak bardzo bardzo realnie osadzona we współczesnej stolicy Dolnego Śląska, jak powieści Krajewskiego w przedwojennym Breslau. To swoisty przewodnik po mieście (ściślej rzecz ujmując po jednej z jego dzielnic, w której  Dębscy od lat mieszkają) jego bardziej i mniej uroczych zakątkach, ze szczególnym uwzględnieniem miejsc, gdzie można zjeść, napić się i zrobić zakupy. Ktoś, kto zna Wrocław, wie, że opisane są ne zgodnie ze stanem faktycznym, dla nie tubylców ciekawym zajęciem mogłoby być spacerowanie szlakami Winklera i spółki. Z książką w ręku oczywiście. Charakterystyczne dla Dębskich jest wyprowadzanie akcji poza granice Wrocławia i pokazywanie dolnośląskich perełek. Trudno Siechnice, które odgrywają istotną rolę w Śmierci drugiej, nazwać perełką, ale miasto to swoje charakterystyczne cechy ma i odnajdziecie je przy okazji lektury czwartej części przygód Winklera. Jednak jest i pewne novum. Śledztwo wykracza tym razem poza granice Dolnego Śląska i ląduje w Borach Tucholskich. Co ciekawe, tu akcja nie toczy się już w istniejącej realnie przestrzeni. Pewna odmiana, ale usprawiedliwiona. Dlaczego? Dowiecie się przy okazji lektury.

 

Tym razem Dębscy nie ograniczają się do kryminału i humoru. Trudno się oprzeć wrażeniu, że w Śmierci drugiej autorzy pozwalają sobie na mocny komentarz do otaczającej nas rzeczywistości. Politycznej i społecznej. W zawoalowany, ale czytelny i dość ostry jak dla mnie sposób przedstawiają swoje poglądy. W poprzednich częściach ten komentarz był zdecydowanie głębiej schowany między wierszami. A że poglądy autorów zbieżne są z moimi (jak zapewne i z większości myślących, przyzwoitych ludzi) to mi to zaangażowanie zupełnie nie przeszkadzało. Wręcz odwrotnie, dodaje to książce nieco ostrości i charakteru. Najwyraźniej świat pozbawiony religii i polityki, jak w dystopijnym Rozdarciu Maurycego Nowakowskiego, pasowałbym wrocławskiemu małżeństwu.

 

Jeśli chodzi o formę, Śmierć druga jest dopieszczona jak należy. Czytałem wersję ledwie tkniętą ręką redaktora i korektora, a językowo i stylistycznie trudno się do książki przyczepić. Zresztą Dębscy wyznają purytańską czystość języka polskiego, czemu nie raz dają wyraz na kartach powieści. Bo przecież jedziemy dokądś a nie gdzieś. Narracja też jest moja ulubiona - trzecioosbowa, liniowa, pozbawiona niepotrzebnej, a tak modnej ostatnio  zmienności w czasie, przestrzeni i osobie narratora. Jedyne, o co mam żal do moich niedalekich sąsiadów, to objętość książki. Tu zdecydowali się autorzy na minimalizm, 300 stron z małym naddatkiem wpisuje się w trendy bestsellerów, ale mi pozostawia niedosyt. Może stworzona historia nie była materiałem na epopeję wymiaru Bastionu Stephena Kinga, ale coś więcej można z niej było wyciągnąć z całą pewnością. Czasu zabrakło? Wydawca naciskał na oszczędność papieru?

 

Niemniej usatysfakcjonowany jestem po tej lekturze. Jest wszystko, czego od Dębskich i Winklera oczekiwałem. Intuicja (i mało znaczące, ale jednak dające do myślenia przecieki) podpowiada mi, że to nie koniec historii Winklera, Iwy i Romy. Z przyjemnością do tego sympatycznego tercetu powrócę. Ciekawe, jak pewne kwestie, pozostawione jako otwarte w Śmierci drugiej, zostaną domknięte. Tego jednak dowiemy się zapewne za kilka - kilkanaście miesięcy, tymczasem gorąco polecam Śmierć drugą.

 

I jeszcze jedno. Winklerowe ragoût à brun nie wyszło mi tak, jak oczekiwałem. Muszę się do Tomasza kiedyś wprosić i skosztować oryginału.

 

Tytuł: Śmierć druga

Cykl: Tomasz Winkler (4)

Autorzy: Beata i Eugeniusz Dębscy

Stron: 320

Wydawnictwo: Agora

 

Ocena: 8/10

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.