Dawid Podsiadło - „Lata Dwudzieste” [RECENZJA]
Dawid Podsiadło/YouTube screenshot

Dawid Podsiadło - „Lata Dwudzieste” [RECENZJA]

  • Dodał: Jakub Banaszewski
  • Data publikacji: 22.10.2022, 21:07

Dawid Podsiadło powraca z nowym, pierwszym od czterech lat, albumem! W Latach Dwudziestych artysta zaprezentował mocno przebojową stronę swojej twórczości, nie tracąc przy tym osobistego charakteru.

 

Choć od wydania poprzedniej płyty Dawida Podsiadły mijają w tym roku już cztery lata, fani nie powinni narzekać na brak aktywności ze strony swojego idola. Wydany w 2018 roku Małomiasteczkowy nie tylko wywindował wokalistę w stratosferę sławy na polskim poletku artystycznym, ale również zdefiniował rodzimą muzykę końca drugiej dekady XXI wieku, nadając kurs i przecierając szlaki podobnym mu muzykom tworzącym zgrabny pop podany w ambitnej formie. Już wtedy Dawid Podsiadło pretendował do miana najpopularniejszego piosenkarza nad Wisłą, jednak po wydaniu swojego trzeciego krążka stał się niekwestionowanym królem polskiej sceny, stając się synonimem słowa sukces na naszym ryneczku muzycznym, prowadząc jednocześnie swoją karierę w mądry i przemyślany sposób. Zabójczo trafną przebojowość i sprawdzające się patenty zgrabnie łączył z osobistą naturą tekstów, a na scenie prezentował się w przyjaznym i autoironicznym stylu, czym zjednał sobie rzesze fanów w każdym wieku. W naszym kraju osiągnął już chyba wszystko, co mógł sobie wymarzyć: w ciągu paru lat wyprzedawał najlepsze sale, a później - jako pierwszy w historii - największe stadiony w Polsce, występował z najważniejszymi artystami swojego pokolenia, których - za sprawą skali swojego sukcesu - naturalnie wyciągał i pomógł wynieść na podobny, choć nie równy sobie, poziom popularności. Czy taka kariera może być spełnieniem marzeń i artystycznym spełnieniem? Na to pytanie zdaje się odpowiadać najnowsza płyta artysty (bo w Latach Dwudziestych słyszymy dobijającego trzydziestki idola), która mierzyć się może już tylko z własnym cieniem artystycznego sukcesu. 

 

Długie oczekiwanie na kolejny krążek Podsiadły podsycane było wykonywaniem premierowych piosenek w czasie tegorocznych koncertów stadionowych, a także wypuszczenie dwóch – niezwykle chwytliwych – singli, które zwiastowały jeszcze głębsze zanurzenie się Dawida w oceanie mainstreamowego popu. Już Małomiasteczkowy był mocnym skokiem w tę stylistykę, jednak wciąż zawierał pierwiastek tego, czym Podsiadło podbił serca fanów na samym początku – szczerości przekazu i siły, sięgających do samych trzewi wokalu, który opowiadał niezwykle osobiste, acz jednocześnie uniwersalne historie. Przebojowe zwiastuny czwartej płyty artysty wydawały się lekko odchodzić od tej retoryki, skupiając się przede wszystkim na mocno przyklejającym się do ucha brzmieniu, które dobrze wypada w stacjach radiowych. Nie da się oczywiście ukryć, że premiera nowej płyty Dawida przypada na czas dominacji gwiazd w stylu Harry’ego Stylesa czy Duy Lipy, gdy wyznacznikiem popularności są słupki uznania wyrażane w wyświetleniach na TikToku. Jednak na szczęście Dawid nie porzucił swojej natury na rzecz muzycznej kalkulacji, ponieważ Lata Dwudzieste to nie tylko wpadająca w ucho i zapadająca w pamięć płyta popowa, ale przede wszystkim zgrabna próba uchwycenia emocji młodego twórcy w artystycznym rozkroku. Podsiadło doskonale wie, że przeskoczyć może wyłącznie sam siebie, ale w nowych kompozycjach zdaje się szukać też odpowiedzi na pytanie, czy na pewno musi to robić. Jasne, da się wykroić płytę jeszcze bardziej przebojową niż Małomiasteczkowy, której utwory z łatwością przyciągną na stadiony jeszcze większą ilość zakochanych w tej muzyce fanów. I na pierwszy rzut oka czwarty krążek Podsiadło zdaje się kroczyć tą ścieżką. Dość banalny i tanio chwytliwy WiRUS z miejsca więzi nas w ramach wkręcającego się w głowę radiowego hitu. I choć nie podbił on z miejsca mojego serca, doceniam wieloznaczność tego numeru, widoczną również w sposobie pisowni jego tytułu. Nostalgiczne TAZOSy są taneczną repetą tego schematu, jednak tutaj coś we mnie pęka i daje nadzieję na pozytywny odbiór reszty płyty, bo szybko łapię się na tym, że znów z łatwością daję się porwać magii głosu Dawida i przewrotnej naturze jego muzyki. Drugi na płycie utwór to kolejny na długiej liście koncertowy pewniak i przebojowy strzał, będący zarazem powrotem do młodzieńczych lat niewinności i zderzenia ich z trudną rzeczywistością i rozczarowaniami tytułowych lat dwudziestych. Podsiadło znów to robi – za popową fasadą swojej muzyki chowa rozbrajającą warstwę liryczną, z którą nietrudno jest się utożsamić. Po raz kolejny również - wraz z pomocą producenta Jakuba Galińskiego - nagrał płytę, która składa się z trzynastu singli i kompozycyjnie podtrzymuje na swoich barkach tradycję słuchania płyt w całości, tak, by żadna z piosenek nie umknęła uwadze słuchaczy. To niezwykle pozytywny aspekt twórczości Podsiadło w świecie, w którym albumy jako całości odchodzą już do lamusa, a niejednokrotnie obok mających przynieść rozgłos singli na popowych krążkach gnieżdżą się miernej jakości zapychacze. Ten popularny w ostatnich latach syndrom na szczęście nie dotyka czwartej płyty polskiego artysty. 

 

Lata Dwudzieste są bowiem płytą jeszcze bardziej przebojową, taneczną i mocniej zanurzoną w stylistce opartej na sile elektronicznych beatów niż uznana poprzedniczka, ale wciąż jest to muzyka na najwyższym światowym poziomie, w której Podsiadło wielokrotnie fachowo omija wysoko zawieszoną przez siebie poprzeczkę. Aranżacje i instrumentalne tło to muzyczne perły współczesnego popu, a teksty - choć często dość szablonowe i sprowadzone do roli powtarzanych refrenów - są całkiem trafną analizą świata młodego artysty, chcącego w świadomy sposób pozostać blisko rzeczywistości, która, przez zbyt wczesne osiągnięcie tak dużego sukcesu, zaczęła wymykać mu się z rąk. I czy to ironicznie punktowanie obyczajowej obłudy i ludzkiego zakłamania (singlowy POST), przestroga przed wygodną ucieczką od życiowych rozterek (Blant), czy rozczarowanie bolesną ceną sławy (Nie lubię Cię), nie da się ukryć, że obserwacje Dawida idealnie wpisują się w burzliwy krajobraz tytułowych lat dwudziestych. Utwory w zmyślny sposób łączą popową estetykę z elektronicznym, mocno roztańczonym, podkładem, umiejętnie próbując uchwycić brzmienie A.D. 2022, spoglądając jednak chętnie i czerpiąc równie mocno z muzycznej przeszłości. Taką udaną mieszanką jest m.in. jeden z moich faworytów czwartej płyty Podsiadły Halo, który fantastycznie wkręca się i oddziałuje na wielu płaszczyznach – muzycznie przyjemnie buja, a tekstowo skutecznie rozbraja ubraniem w słowa piosenki trudnych do uchwycenia emocji, które powodują rumieńce i dodają kolorytu zagmatwanym relacjom. Zresztą, jak i na każdej płycie Podsiadły, również i tu nie brakuje utworów, które traktują o niełatwej miłości i różnych odcieniach związku. Jeden z najmocniejszych momentów płyty – przeszywające millenium – jest bolesnym wyznaniem i wyrazem łamiącej serce tęsknoty, z kolei przebiegłe D I A B L E w dyskotekowej formule zgłębia temat toksycznej relacji. Rozbrajające mori wybrzmiewa z siłą tysiąca emocjonalnych dział i jest przejmującym epitafium dla utraconej nadziei. Ale w tej kipiącej od emocji układance nie brakuje też pozytywnych akcentów – pierwsza zapowiedź płyty To co masz Ty! jest już niczym nieskrępowanym wyzwaniem miłości i fascynacji druga osobą. I nawet powtarzany w kółko refren zdaje się mieć tu sens, bo w gąszczu zalewających nas utworów o niespełnionej miłości, ile jest naprawdę udanych utworów, które mówią o szczęśliwym i szczerym uczuciu? Może i jest błahy, ale co z tego, jeśli znów Dawid trafia tu w punkt.

 

 

Istotnym novum, które wyróżnia Lata Dwudzieste od pozostałych płyt Dawida Podsiadły, jest również obecność gości, z którymi wokalista stworzył wyjątkowe duety. I choć traktujący o niełatwych kulisach sławy O czym śnisz?, nagrany wraz z sanah, nie wyróżnia się na tle pozostałych kompozycji i - mimo królewskiego spotkania dwojga najpopularniejszych artystów w Polsce - nie powala na kolana, to już druga z kolaboracji przynosi przyjemne orzeźwienie. Awejniak - duet z Kasią Nosowską - jest chyba najbardziej tradycyjnie brzmiącym utworem na płycie, świadomym powrotem do nastroju lat 90., który zaowocował nie tylko najbardziej heyową piosenką zaśpiewaną przez Nosowską od lat, ale też ciepłym i utulającym kawałkiem w starym dobrym stylu. Widzę w tym spotkaniu również ciekawą muzyczną paralelę: Kasia Nosowska jako wokalistka jednej z najpopularniejszych kapel lat 90. i Dawid Podsiadło - król muzycznej świadomości kolejnego pokolenia - to spotkanie dwóch muzycznych światów we wspólnym niosącym nadzieję utworze. Takim, jakich potrzebujemy w ostatnim czasie najmocniej.  

 

 

Album kończy rozdmuchany hymn Szarość i Róż z ambicjami na diagnozę bolączek i przywar polskiego społeczeństwa. I choć tekst w refrenie mocno podpada w banał, nikt nie wyśpiewuje banałów tak jak Dawid Podsiadło. Kto słyszał utwór na żywo w wersji stadionowej, być może przyzna mi rację, że brzmiał on dosadniej w wydaniu live, lecz nie można mu też odmówić, że wzniosły charakter kompozycji ciekawie zamyka Lata Dwudzieste. I gdy na tle orkiestrowego przepychu gaśnie powtarzana jak mantra wokaliza, pojawia się pytanie: czy najnowsza płyta Dawida Podsiadło, podobnie jak jego poprzedni krążek, zdefiniuje nadchodzący czas w polskiej muzyce? Zobaczymy. Jedno jest pewne: Dawid korony tak chętnie nie odda. Bo choć Podsiadło porzucił wewnętrzną introspekcję swoich tekstów na rzecz trzeźwych prognoz otaczającej nas codzienności, połączonych z obowiązkowym przeglądem życia uczuciowego, to nie traci przy tym świeżości i trafności wielu spostrzeżeń. Nie da się ukryć, że płyta - choć porusza tak szerokie spektrum tematów - utrzymana jest w mocno przystępnej formie, co być może wielu uzna za minus, ale na pewno nie zmniejszy to liczby słuchaczy artysty. Bo Podsiadło nie musi już przeskakiwać samego siebie – zrobił już w Polsce wszystko i teraz może bawić się swoją muzyką, przekuwając dominujące na płycie szczęście w kolejne przebojowe piosenki. I choć często Dawid daje się ponieść tu pewnej powtarzalności i gatunkowym kalkom, czuć, że może już nie kreuje trendów, ale robi swoje i bawi się tym w najlepsze. Niech takie lata dwudzieste trwają jak najdłużej.