„Elektra: Czerń, biel i krew” [RECENZJA]
Martyna Koczorowska

„Elektra: Czerń, biel i krew” [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 29.11.2022, 21:13

Linia Czerń, biel i krew jest niezwykle różnorodna, ale przy tym bardzo nierówna. Z jednej strony dostaliśmy świetnego, poważnego Wolverine'a, a z drugiej Deadpoola, który rzucał żartami na prawo i lewo. Był jeszcze ten nieszczęsny Carnage i chyba jemu najbliżej jest do Elektry...

 

Elektra: Czerń, biel i krew to zbiór 12 niepowiązanych historii, pisanych przez różnych twórców. Jak zwykle, są one krótkie i narysowane w tytułowych trzech barwach. 

 

Wobec albumu z Elektrą miałem naprawdę spore oczekiwania. Na warsztat wzięto bowiem postać mniej znaną, ale za to z dużym potencjałem na napisanie czegoś solidnego. Liczyłem więc na to, że twórcy dostaną większą swobodę, ale i sami będą mieli chęci do działania. Może zechcą się wykazać i udowodnić wszystkim, iż Marvel nie gęsi i swój język mają (czy po prostu da się tam napisać coś ciekawego). No i trochę się w tym wszystkim zawiodłem.

 

Bo większość z tych opowieść jest po prostu przeciętna. Nie tyle zła, co po prostu nijaka, ale przy tak wysokich oczekiwaniach można poczuć rozczarowanie. I tak było w moim przypadku, gdyż wymagałem historii bardzo dobrych, a może nawet wybitnych, tymczasem otrzymałem lekko powtarzalne scenki o tym, że w sumie Elektra jest zabójczynią, ale nie zawsze jest tą złą. Czasem opowiedziane lepiej, czasem gorzej, ale w gruncie wszystko dąży do tego samego.

 

Czasem mamy jednak przebłyski geniuszu i kiedy one następują, to tym bardziej czułem się zrozpaczony, iż reszta albumu nie osiągnęła takiego poziomu. Mimo wszystko cieszy mnie ich obecność, bo te kilka historii sprawiło, że nie miałem poczucia zmarnowanego czasu, a jedynie czułem lekką rozpacz. Niewątpliwie zostaną mi one w pamięci, a już szczególnie ta, pisana przez Al Ewinga, choć pierwsza też należy do udanych.

 

Na szczęście rysunki ratują całą pracę. Mam wrażenie, iż dobrano znacznie ciekawszy zespół rysowników, gdyż kreska różniła się znacznie bardziej, niż w przypadku poprzedniego albumu z Deadpoolem. Choć tam również podobał mi się efekt końcowy, to tutejsze opowieści były znacznie lepiej narysowane. Dzięki nim, nawet jeśli scenariusz danej historii był średni, to miała ona swój klimacik i przynajmniej nasze oczy mogły być uradowane.

 

Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, czy Elektra: Czerń, biel i krew to album udany. Kiedy ma dobre momenty, to są one naprawdę rewelacyjne, ale większość opowieści jest po prostu powtarzalna. Na pewno osiągnięto wyższy poziom niż przy Carnege'u, lecz równocześnie trochę zabrakło, aby zachwycić mnie tak jak Wolverine czy Deadpool. Pewnie znajdą się fani, choć myślę, że ich miłość będzie raczej wynikać z rewelacyjnych rysunków, aniżeli z, niekiedy bardzo miałkiego, scenariusza.

 

Komiks ukazał się nakładem wydawnictwa Mucha Comics.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl