Mistrz czy Bóg? - „Bardo, fałszywa kronika garści prawd” [RECENZJA]
Netflix/YouTube Screenshot

Mistrz czy Bóg? - „Bardo, fałszywa kronika garści prawd” [RECENZJA]

  • Dodał: Daniel Sztyk
  • Data publikacji: 27.12.2022, 13:30

W głowie każdego twórcy filmowego rodzi się pragnienie pozostawienia po sobie czegoś wielkiego. Marzenie o swoistym opus magnum, które będzie stanowić mesjasza kinematografii. Parę razy w historii kina to pragnienie się urzeczywistniło, bo takie filmy jak Psychoza Alfreda Hitchcocka oraz Słodkie życie Felliniego udowodniły, że postawienie wszystkiego na jedną kartę czasem się opłaca. Zaryzykować postanowił Alejandro Gonzalez Iñárritu, który w swojej karierze nieraz zachwycał swoimi produkcjami, wchodząc głęboko w psychikę człowieka, poprzez tworzenie wielowątkowych, bardzo bogatych znaczeniowo obrazów. Jak jednak poradził sobie ze sportretowaniem siebie oraz pokazaniu męczących go zagadnień w Bardo? Twórca Zjawy wrócił z tarczą, ale i na tarczy.

 

Meksykanin w swoim najnowszym filmie opowiada bardzo bogatą historię. Prawda jest taka, że wątków poruszonych w Bardo, starczyłoby na kilka dobrych produkcji. Iñárritu, projektując swoje opus magnum, zaprojektował je na film wielki. Wielki pod kątem zawartych treści, niekoniecznie pod względem jakości. Laureat Oscara zdołał zmieścić w swoim obrazie wątki odnoszące się do: jego życia, sprawy meksykańskich imigrantów, podziałów społecznych. Bardo to również traktat o tym, że szukanie swojego miejsca w świecie to wielka, czasami wręcz biblijna, podróż.

 

Warto zatrzymać się przy tym, jak Iñárritu patrzy na samego siebie. Obawiałem się, że wielki artysta spojrzy na siebie jak na boga. Obawy poniekąd okazały się słuszne, zwłaszcza w pierwszych partiach filmu (już scena otwarcia to sonet napisany do samego siebie). Im dalej w las, tym bardziej artysta staje się jednak człowiekiem. Zostaje zmuszony do zejścia na ziemię. W partiach, kiedy nasz bohater odczuwa swego rodzaju niemoc, film szybuje najbliżej arcydzieła.

 

Czy w Bardo czuć geniusz autora Amores perros? Czuć i to nawet za bardzo. W swoim dziele życia reżyser nie zwalnia tempa nawet na chwilę. Rezultatem tego jest niemal trzygodzinny metraż, który jest jednocześnie doskonały i niestrawny. Gdyby Iñárritu wiedział, w których momentach powinien nieco wyhamować z artystycznym wyrachowaniem, dostalibyśmy jeden z najlepszych filmów w historii. Tymczasem reżyser nie zwalnia tempa i cały czas jedzie z tą samą prędkością, czyli z prędkością światła, by dotrzeć do galaktyki, w której mieszkają pionierzy i mistrzowie.

 

Mało w tej recenzji poświęcam uwagi poszczególnym elementom Bardo. Zdecydowanie więcej tutaj dygresji oraz patrzenia na ten film jako całość. Jest jednak jeden element, na który chciałbym przeznaczyć oddzielny akapit. Mowa o zdjęciach, które zniewalają. Darius Khondji wykonał olbrzymią pracę i zrobił wszystko, żeby widz się nie nudził. Są mastershoty, tysiące perspektyw oraz rewia kolorów. Formalnie Bardo stoi na najwyższym możliwym poziomie.

 

Jakościowa dwoistość Bardo sprawia, że nie potrafię pokochać tego obrazu. To z jednej strony epicka opowieść, a z drugiej źródło cringe’u i straconych nadziei. Film, który na papierze miał być dziełem życia meksykańskiego mistrza, prawdopodobnie stanie się kulą u jego nogi, a dla niektórych będzie filmem, którego powinien się on wstydzić. Ja jednak aż tak krytyczny dla twórcy 21 gramów nie będę. W Bardo nadal jest dużo elementów, za które cenię Iñárritu. Nadal widać, że jest to poeta kina, który nawet najbardziej patetyczne i nachalne motywy sprzedaje w stylu, który imponuje i przyczynia się do tego, że niejednokrotnie zbieramy szczękę z podłogi. Trzeba docenić reżysera za to, że chciał dostarczyć coś świeżego, coś niepowtarzalnego. Ostatecznie dostajemy przyzwoity film, z miejscowymi odchyleniami w stronę wybitności. To najlepszy i najgorszy film w dorobku meksykańskiego laureata Oscara.

 

Moja ocena: 7/10

Daniel Sztyk – Poinformowani.pl

Daniel Sztyk

Rozkochany w kinie i literaturze student polonistyki. W wolnych chwilach, gdy akurat nie siedzi w kinie, ogląda Premier League, by rozkoszować się magią futbolu. E-mail: danielszdanielsztyk@gmail.com