„Challengers: Drużyna marzeń” [RECENZJA]
Martyna Koczorowska

„Challengers: Drużyna marzeń” [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 09.02.2023, 09:50

Nowy rok zaczął się już na dobre, tak więc czas sprawdzić, jak wypadła jedna z pierwszych premier wydawnictwa Rebel. Zaskoczeń brak, bo jak zwykle, wydawca wypuścił całkiem duży i obiecujący tytuł.

 

Challengers: wyścig marzeń to gra dla 1-8 graczy. Rozgrywka skupia się na toczeniu pojedynków o posiadanie flagi, a będziemy to robić w ramach starć pomiędzy dwoma graczami, na oddzielnych planszach, podczas zagrywania swoich kart na wzór klasycznej wojny. Po zakończeniu walki, jeden z graczy otrzyma specjalny żeton i, zgodnie ze specjalną kartą, zostaje na swoim miejscu lub przechodzi na inną arenę. Każdy żeton umożliwia nam zdobycie kibiców, a ci przekładają się na ewentualne miejsce w wielkim finale, gdzie czeka nas ostatni pojedynek o oficjalne zwycięstwo. 

 

Muszę przyznać, że gdy tylko zobaczyłem tę grę, to od razu czułem, iż zapowiada się hit, a pierwsza rozgrywka tylko mnie w tym utwierdziła. Oto znowu mamy bardzo angażujący tytuł rywalizacyjny - toczymy kolejne starcia z różnymi graczami, przechodzimy z planszy na planszę, a w tym wszystkim poszerzamy swoją talię kart i stajemy się coraz potężniejsi, by ostatecznie siać spustoszenie.

 

To wszystko łączy się ze świetną warstwą graficzną, gdyż jak zwykle, zadbano o ciekawy humor i ładny wygląd. Kreska bardzo mi się podoba, a wiele żartów zwyczajnie umie bawić, szczególnie, że nie zawsze nawiązują one do popkultury, przez co wypadają całkiem kreatywnie (choć tamte też się znajdą i również są udane). Poza tym jest tutaj bardzo kolorowo, co przekłada się na kolejny atut.

 

Wspomniałem o kartach, tak więc warto rozwinąć ten wątek. Otóż cała gra to typowy deck builder - wygrywamy albo przegrywamy, ale i tak możemy wybrać kolejne karty, które zasilą naszą talię. Choć zagrywamy je losowo, to odpowiadamy za złożenie całości, tak więc warto rozsądnie wybierać nowych członków naszej załogi, aby tworzyli oni spójną całość. To element zdecydowanie działający na plus, gdyż sprawia, że czujemy jakąś kontrolę.

 

Jedynym, co działa bardzo na plus, ale i ciągnie tę grę na dno, jest cała dynamika. Uwielbiam pomysł, aby stworzyć kilka plansz i rozgrywać starcia na każdej z nich, dzięki czemu ciągle zmieniamy położenie, spotykając innych graczy. No właśnie - ale spotykamy ich dopiero, kiedy będziemy grać w 3 osoby lub więcej, bo dopiero wtedy są one potrzebne. Domyślam się, że rozgrywka w ośmiu może być rewelacyjną rozrywką, bo już w czwórkę sprawdza się to świetnie, lecz nie widzę sensu grania w mniejszym gronie. Twórcy zadbali o jakieś urozmaicenie, gdyż wrzucili nam robota (działającego zresztą za każdym razem, gdy mamy nieparzystą liczbę graczy), natomiast jest to średni pomysł, będący prędzej deską ratunkową, niż dobrym zamiennikiem.

 

Moje narzekania ratuje jednak wykonanie gry, gdyż to jest na najwyższym poziomie. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek w tym pułapie cenowym dostaliśmy materiałowe plansze, natomiast jest to ogromny plus. Oby więcej takich pomysłów, bo wpływa to bardzo pozytywnie na mój odbiór gry.

 

Ogólnie, dobrze bawiłem się podczas ogrywania Challengers. To stosunkowo prosta gra typu deck builder, ale dobrze bawiąca się metodą grania w dwójki, dzięki czemu rozgrywka jest dynamiczna i ani przez chwilę się nie nudzimy. Polecam, choć od razu zastrzegam, że trzeba przemyśleć w ilu graczy mamy zamiar grać, bo jeśli wyjdzie nam mała liczba, a co gorsza jeszcze nieparzysta, to doświadczenie może być niepełne.

 

Grę otrzymałem do testów dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebel na mocy współpracy reklamowej.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl