Kończ waść, mrówki oszczędź - „Ant-Man i Osa: Kwantomania” [RECENZJA]
Ant Man 3/Imdb.com

Kończ waść, mrówki oszczędź - „Ant-Man i Osa: Kwantomania” [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 18.02.2023, 09:40

Po nowym Ant-Manie (i Osie zawartej jedynie w tytule) nie spodziewałem się zbyt wiele. Niby cieszyłem się na myśl, że wreszcie zobaczymy co kryje przed nami multiwersum oraz największy złol nowych faz - Kang we własnej osobie - a jednocześnie niskie oceny przed premierą i bardzo nijakie zwiastuny burzyły moje nadzieje. Efekt jest dość przewidywalny.

 

Ant-Man i Osa: Kwantomania to trzecia odsłona przygód Pana Mrówki i jego wesołej towarzyszki, która jedynie co robi, to się uśmiecha. Oto nasze postaci (wraz z rodzicami bohaterki i córką bohatera) zostają wciągnięci do Wymiaru Kwantowego, gdzie czeka już na nich wielki i potężny Kang.

 

No dobra, więc co tutaj konkretnie nie gra? Generalnie wszystko, ze scenariuszem na czele, gdyż bohaterowie pisani są naprawdę tragicznie. Scott Lang nie przechodzi właściwie żadnej drogi, Cassie to kolejne irytujące dziecko, a Osa, jak już wspomniałem, po prostu się uśmiecha. Myślicie, że może rodzicie Osy czegoś się tam uczą? To pomyślcie dwa razy, nim zadacie to pytanie.

 

Są w tym wszystkim jeszcze dwie postaci. M.O.D.O.K., na którego nie było pomysłu, bo z jednej strony chciano coś dopowiedzieć do pierwszej części przygód o Mrówkach, a jednocześnie zrobiono z niego typowego mema. Ja wiem, że tutaj naprawdę trudno było nie robić z niego mema, ale wolałbym już chyba pełną szarżę, bo to, co ostatecznie z nim postanowiono, jest zwyczajnie żałosne i nieśmieszne. W kinie była pełna sala i tylko jedna osoba się z tego śmiała...

 

Dobra, ale wszyscy pewnie się zastanawiają, jak wypada Kang? Otóż w mojej opinii, to żałośnie napisany złol, z którym absolutnie nie jesteśmy w stanie sympatyzować. Ja rozumiem, że jeszcze będzie czas, aby go lepiej poznać - zobaczyć w innych produkcjach - ale na ten moment, scenarzysta forsę wziął, a postać pisał jego syn, chodzący do przedszkola. Ciągnie to Majors - próbujący stworzyć ciekawą i angażującą kreację, ale niestety potyka się on o własne nogi, bo z pustego to i Solomon nie naleje.

 

Ciekawym aspektem jest sama historia - teoretycznie daje radę, a jej początek jest nawet interesujący. Sam uczciwie przyznaję, iż podczas seansu nie miałem z nią większych problemów, bo to typowa Marvelówka - schemat doskonale znany, ale jakoś nie narzekałem, gdyż ostatnio bywało gorzej. Widzę jednak, iż większość ma problem, ponieważ zwyczajnie się tym przejadła - nauczyli się jak to wygląda i oczekują czegoś świeżego, a tu klops - znowu to samo. Dziury fabularne są wielkie, niczym w serze szwajcarskim, a logika płacze w kącie, pominięta przez każdego.

 

O dziwo, mam jednak spostrzeżenie, że oglądało mi się ten film lepiej, niż ostatnie produkcje z tego studia. Czwarty Thor czy druga Czarna Pantera były, w mojej opinii, znacznie gorszymi filmami. Wynika to z faktu, iż absolutnie kocham tematykę multiwersum i widząc ją w świecie, który mimo wszystko darzę resztkami sympatii, poczułem się jak w swoim żywiole. Wciąż nie jest dobrze, a ilość błędów logicznych kłuje w oczy, gdy o tym pomyślimy, ale seans nie był tak trudny i dotrwałem do końca bez większych problemów.

 

A co z efektami? Hehe, jak zwykle. Uważam, że i w tym aspekcie jest trochę lepiej, niż w przypadku poprzednich produkcji, bo nie rażą AŻ TAK w oczy, a jednocześnie wszystko wygląda zwyczajnie gumowo. Dość rzec, iż Marvel przesuwa premiery wszystkiego, co by bardziej dopracowywać efekty, natomiast tutaj mamy tego bękarta, z którym nie szło nic szczególnego zrobić. W sumie szkoda, bo mogło to wyglądać naprawdę doskonale, gdyby tylko pojawił się ciekawszy reżyser i otrzymał więcej czasu. Nie ma ani jednego, ani drugiego.

 

Ogólnie, nowy Ant-Man (i podobno Osa), to film niezwykle zwyczajny. Nic szczególnie szkodliwego, ale w czasie, gdy Marvel wydał nam wiele słabych filmów, to ten zwyczajnie przelał szalę goryczy. Dziwię się, że dopiero teraz ludzie to dostrzegli, aczkolwiek lepiej późno, niż wcale. Do kina nie polecam się wybierać, natomiast na streamingu warto złapać, bo jednak coś tam istotnego do uniwersum wprowadza, a jeśli jakość przyszłych widowisk się poprawi (w co trochę wątpię, ale żyję resztkami nadziei), to może się taka znajomość przydać.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl