„We Will Rock You” w Teatrze Muzycznym ROMA [RECENZJA]
- Dodał: Natalia Zoń
- Data publikacji: 16.04.2023, 11:25
Pierwszy raz słyszałam, aby w teatrze po ostatnim numerze i oklaskach publiczność głośno skandowała jeszcze!. Jest to jednak w pełni zrozumiałe. We Will Rock You z utworami grupy Queen i librettem Bena Eltona w Teatrze Muzycznym ROMA wciąga widza w swój świat tak bardzo, że trudno opuścić widownie po opadnięciu kurtyny.
Akcja rozgrywa się na iPlanecie, dawniej nazywanej Ziemią, która jest w pełni zglobalizowana, scyfryzowana i rządzi nią jedna, potężna korporacja. Posiadanie instrumentów muzycznych jest zakazane, ponieważ muzyka jest wyrazem niepożądanego indywidualizmu i nie ma dla niego miejsca w tym idealnym świecie. Muzykę można co najwyżej zaprogramować, ale nie ma mowy, aby ją tworzyć, wyrażając przy tym siebie. Obywatele iPlanety nie mają też imion ani przyjaciół. Mają za to przydzielone odpowiednie ciągi liczb i cyfr oraz miliony znajomych na Facebook’u – czyli kolejne nic nieznaczące liczby.
Ale jest kilku buntowników, którzy kultywują pamięć o przyszłości, nie chcąc żyć w takim świecie i podejmują walkę o wolność, miłość i… rocka. Nie jest to łatwe zadanie. Na szczęście na ich drodze staje Galileo (Maciej Dybowski), który w snach i marzeniach słyszy muzykę, czuje rytm, widzi fragmenty tekstów, ale nie za bardzo wie, skąd one się pojawiają oraz Scaramouche (Maria Tyszkiewicz), buntownicza, ale i wrażliwa dusza, niepotrafiącą odnaleźć się w tej zakłamanej rzeczywistości.
We Will Rock You jest prawdziwym hołdem oddanym nie tylko muzyce rockowej, ale muzyce ogólnie. Tej prawdziwej, płynącej prosto z serca, która potrafi wzbudzić wiele emocji. Tworzonej z pasji i zamiłowania do dźwięków. Grupa rebeliantów wierzy, że szukając śladów rocka, dotrą do prawdy. Ze znalezionych źródeł, starych plakatów czy czasopism starają się dowiedzieć jak najwięcej o przeszłości. Dla nich dawne gwiazdy rocka są autorytetami. Podziwiają ich, bo chcą być po prostu sobą, chcą móc się wyróżniać i nie musieć podporządkowywać się do reszty. Nadają sobie nawet imiona, wzorując się na swoich idolach. Mamy więc Micka Jaggera, Davida Bowiego czy Kurta Cobaina. Warto też przyjrzeć się ich strojom. Miłośnicy tego gatunku muzycznego na pewno docenią kostiumy Doroty Kołodyńskiej nawiązujące do ikon rock’n’rolla.
We Will Rock You to musical typu jukebox (szafa grająca). Utwory nie zostały więc stworzone specjalnie pod przedstawienie, a zostały w nim użyte znane przeboje, w tym przypadku grupy Queen. Nie są one jednak śpiewane w oryginale, a w polskim tłumaczeniu Michała Wojnarowskiego. Szczerze mówiąc, miałam pewne obawy co do polskiej wersji tak kultowych piosenek zespołu, ale zupełnie niepotrzebnie. Teksty oddają sens oryginału, ale nie są kalką. Brzmią naturalnie i świetnie współgrają z tym, co widzimy na scenie.
A na scenie dzieje się sporo. Sceny grupowe z klonami ukazują idealną synchronizację, ale i straszną wizję przyszłości. Brak tu miejsca na indywidualność i odstępstwa od wyznaczonej normy. Zabija się kreatywność i poczucie niezależności. Widać to świetnie w Radio Ga Ga czy Jednej wizji (One Vision). Wszystko musi być podporządkowane ustalonym regułom. Natomiast sceny zbiorowe z ruchem oporu napawają nadzieją na pewne zmiany, ale i mają niesamowitą energię, która bije od każdej występującej osoby. Ten power doskonale łączy się z poczuciem wspólnoty, w której można czuć się bezpiecznie i być sobą, bez osądów czy krzywych spojrzeń. Szczególnie zapada w pamięć wykonanie Chyba, że ty (No-One But You) – piękne i nostalgiczne. Trudno przy nim nie uronić łzy.
Nie brakuje również momentów komediowych, głównie za sprawą nawiązań do polskich piosenek i ich tytułów, a także ogólnie do popkultury. Zgrabnie wplecione w fabułę, nie tylko wywołują uśmiech na twarzy, ale i wręcz zachęcają widza, aby doszukiwał się kolejnych odniesień. Oprócz tego spektakl mocno angażuje publiczność, zachęcając do klaskania czy tupania, bez którego nie może się przecież obyć podczas tytułowego utworu. Dzięki temu musical momentami nabiera koncertowej formy.
Scenografię Mariusza Napierały można podzielić na dwie części. Jedna jest futurystyczna, surowa i monumentalna. Mamy tu ogromne podesty czy schody, przesuwane automatycznie. Druga część to coś w rodzaju pozostałości, które ostały się na przestrzeni lat. Zakurzony telewizor, stare plakaty, drewniane meble czy opuszczony wagon pociągu. Ważnym elementem na scenie są również projekcje, które są na najwyższym poziomie. Hologramy, migające napisy czy scenografia cyfrowa użyta w Jednej wizji jeszcze dobitniej ukazują opanowany technologicznie świat.
Maria Tyszkiewicz i Maciej Dybowski tworzą duet idealny. Ich bohaterowie przekomarzają się, czasem kłócą, ale mimo to łączy ich silna więź. Szczególnie zapada w pamięć wykonanie Presji (Under Pressure) i Kto chciałby żyć na zawsze (Who Wants To Live Forever). Kamil Franczak jako Brit to czysty wulkan energii. Zaraża nią wszystkich dookoła, jednocześnie dając niesamowity popis wokalny, między innymi w utworze W ciemno. A moment, gdy Brit się przedstawia – złoto! Małgorzata Chruściel to kobieta ogień. Solówki Killer Queen pokazują jej niesamowitą skalę głosu i charyzmę. Artystka wykreowała postać, która, gdy tylko wchodzi na scenę, skrada całe show. Wyróżnia się także Tomasz Steciuk, który wciela się w postać Buddy’ego. Idealnie oddaje ducha dawnego rocka.
We Will Rock You w reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego to musical kompletny, niosący ważne przesłanie i zrobiony z niebywałą precyzją. Cudowna obsada z niezwykłymi głosami, świetna choreografia, ciekawa scenografia i legendarne przeboje zespołu Queen tworzą spektakl, jakiego jeszcze na polskiej scenie teatralnej nie było. Jest prawdziwym widowiskiem, które zachwyca, wzrusza i bawi. To po prostu trzeba zobaczyć!
Natalia Zoń
Zawsze odlicza do jakiegoś koncertu. Miłośniczka teatru, a szczególnie musicali. W wolnych chwilach pochłania kolejne książki. E-mail: nataliazon@icloud.com