Depeche Mode przypomniał o śmierci - relacja z koncertu w Warszawie
- Dodał: Karol Truszkowski
- Data publikacji: 06.08.2023, 14:17
Za nami oba tegoroczne polskie koncerty zespołu Depeche Mode, w ramach której promowano płytę pt. Memento Mori. Zapraszamy do zapoznania się z relacją z pierwszego z tych występów, który odbył się na PGE Narodowym w Warszawie.
Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że koncert Depeszy wzbudził ogromne emocje (ale nie tylko te pozytywne) wśród polskich fanów. Przybyli oni tłumnie na warszawski stadion, na długo przed otwarciem bramek, a i po tym trzeba było czekać na pierwszy występ kilka godzin. Każdemu pod sceną zależało na jak najlepszym miejscu do oglądania, więc często dochodziło do sprzeczek w tłumie. Apogeum miało miejsce, gdy tylko na scenę wszedł zespół Hope - tuż obok mnie przy barierkach miała miejsce dosyć ostra i długa kłótnia ok. 8 osób. Ostatecznie obyło się bez mordobitki i interwencji służb, ale ciekawie to kontrastowało z płynącą z głośników dosyć spokojną muzyką, obfitującą w bardzo długie dźwięki, przede wszystkim gitary. Przekonałem się też wtedy czym jest ta osławiona jakość nagłośnienia na Narodowym. Szczególnie źle brzmiała perkusja, ale zespół, mimo jednego w moim odbiorze kakofonicznego momentu, wzbudził moje zainteresowanie. Uznałem, że będę musiał zapoznać się z ich repertuarem w zaciszu domowym, bo na stadionie nie było dobrze, a warto poświęcić im trochę uwagi.
Niedługo potem przyszła pora na danie główne. Nieważne, czy Depeche Mode wykonali najnowsze utwory, czy stare hity - zabawa była przednia. Bardzo dużo elektroniki, bardzo dużo rocka. Co się działo podczas grania hitów pokroju Enjoy The Silence chyba nie ma sensu pisać. Obecni na koncercie śpiewali z dużym zaangażowaniem każdą piosenkę i po prostu dawali się ponieść muzyce. Jednak był to koncert promujący płytę Memento Mori, a zespół i fani musieli podnieść się po zeszłorocznej niespodziewanej informacji o śmierci Andy'ego. I to właśnie on był jedną z najważniejszych postaci występu. Każda wykonana piosenka miała swoją otoczkę wizualną, a w przypadku World In My Eyes były to zdjęcia Andy'ego. Wtedy też wszyscy zebrani pod sceną wyciągnęli kartki z napisem Fletch. To bardzo piękny obrazek, pokazujący jak wiernych fanów mają Brytyjczycy, choć od debiutu minęło już tyle lat, a zgromadzeni na stadionie to byli nie tylko starsi, niekiedy uczestnicy koncertu w 1985 roku, ale też przedstawiciele młodego pokolenia. Bez wątpienia nie było w tłumie osób, których znajomość repertuaru była ograniczona do Enjoy The Silence oraz Personal Jesus. Można było świetnie pobawić się rękami w białych rękawiczkach podczas Everything Counts czy wzruszyć się, gdy za mikrofonem stał nie David, a Martin (Strangelove wymiata). I to chyba właśnie jest życie - bawimy się, wzruszamy, pamiętamy o zmarłych i musimy być świadomi, że kiedyś i na nas przyjdzie czas.
Jeśli ktoś nie mógł być w ostatnich dniach w Warszawie lub w Krakowie, albo ktoś chce ponownie przeżyć chwile z Depeszami na żywo, to niech się nie martwi - to była dopiero pierwsza runda. Dogrywka już 27 i 29 lutego w Łodzi! Just Can't Get Enough!
Karol Truszkowski
Miłośnik geografii, historii XX wieku, ciężkiej muzyki i japońskiej popkultury. Absolwent Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego.