OFF FESTIVAL 2023 [RELACJA]
- Dodał: Jakub Banaszewski
- Data publikacji: 09.08.2023, 21:37
Katowicki OFF Festival od lat cieszy się zasłużoną renomą i popularnością. Nie inaczej było i w tym roku, kiedy impreza skupiająca fanów alternatywnych brzmień odbyła się po raz szesnasty. W Dolinie Trzech Stawów wystąpili m.in.: Slowdive, Pusha T, Spiritualized, hania rani czy King Krule.
Niewiele jest na świecie rzeczy pewnych tak jak fakt, iż w pierwszy weekend sierpnia fani nieoczywistych i alternatywach brzmień ochoczo zjeżdżają do katowickiej Doliny Trzech Stawów, by poszukiwać, dać się zaskakiwać i bawić się w najlepsze na jednej z najważniejszych imprez tego typu w Polsce i Europie – oczywiście na OFF Festivalu. Dobrze jest móc pisać te słowa, bo choć po odbywającej się jeszcze w cieniu pandemicznej niepewności niezapomnianej zeszłorocznej edycji (relacja TUTAJ) festiwale muzyczne wróciły na dobre, to wciąż branża koncertowa musi mierzyć się z wieloma przeciwnościami losu. Niełatwy sezon festiwalowy, który dotknął tego lata nie tylko polskie podwórko, na szczęście nie przełożył się w żadnym wypadku na muzyczną jakość katowickiej imprezy. Kto choć raz zawitał na OFF Festival wie, że na pierwszy rzut oka muzyczny rozkład jazdy nie zawsze może od razu rzucać na kolana, to nie w wielkich nazwach tkwi sekret sukcesu festiwalu Artura Rojka. I choć w tym roku nie zabrakło największych gwiazd światowej alternatywy, to największe niespodzianki i faworyci tegorocznej edycji z początku byli sporą niewiadomą.
Liczne sceny OFF Festivalu nie tylko gościły przez lata najbardziej uznanych i najważniejszych artystów szeroko pojętej alternatywy, ale są też miejscem, gdzie wielu debiutantów stawia swoje pierwsze kroki przed głodną świeżych wrażeń publicznością. Nie inaczej było w tym roku, gdzie obok prawdziwych legend wystąpili również młodzi artyści, zarówno z Polski, jak i całego świata. I tak, piątkowe popołudnie i pierwszy dzień festiwalu rozpoczęli: raper YANN, Ta Ukrainka, galopujący jazz-rock formacji Koń – nomen omen jeden z czarnych koni pierwszego dnia festiwalu – oraz imprezowicze z Rat Kru. Pochód międzynarodowych zaskoczeń festiwalu otworzyły za to panie z punkowej formacji Big Joanie, które z ważnym przesłaniem społecznym na ustach porwały do zabawy namiot Sceny Eksperymentalnej. Z kolei na przeciwległym punkcie festiwalowego terenu, na magicznie umiejscowionej Scenie Leśnej, wyluzowany i wręcz hipisowski klimat wprowadził Wojciech Mazolewski ze swoim gitarowym projektem Yugen 2. Nie obyło się bez wyjątkowych gości, bo na scenie pojawiła się m.in. znana z Sorry Boys Bela Komoszyńska. Piątkowy wieczór OFF Festivalu rozkręcił się jednak na dobre, gdy Scenę Główną przejęła legenda punkowej sceny z Los Angeles. Zespół, który nie mógł lepiej wpasować się w ramy katowickiej imprezy. Mowa bowiem o formacji OFF!, która z rozpędu i bez zatrzymania zagrała pędzący na łeb na szyję przekrojowy set, włącznie z najnowszą płytą Free LSD, którą usłyszeliśmy w całości. Dojrzali muzycy udowodnili dobitnie, że wciąż mają w sobie pierwotną siłę i twórczy gniew. Świdrujące gitary, już w mniej wściekłym wydaniu, ale z nie mniejszą mocą zaprezentowali za to nowicjusze z Butch Kassidy, którzy niestety boleśnie zderzyli się ze ścianą problemów akustycznych. W końcu przyszedł czas na główną gwiazdę piątkowego wieczoru – headlinera, który wywołał niemałe zamieszanie wśród stałych bywalców OFF’a – rapera Pusha T. Wbrew głosom malkontentów i alternatywnych purystów Amerykanin dał solidne show, na które złożył się przede wszystkim materiał z jego ostatniego krążka It’s Almost Dry, ale nie zabrakło też wielu smaczków, takich jak fragment kultowego Runaway Kanye Westa. Dobry występ, którego odbiór popsuło jedynie zbyt ciche nagłośnienie rapera z Virginii. Podobny problem dotyczył cichej faworytki pierwszego dnia imprezy – Melody’s Echo Chamber – która czarowała swoją muzyką na Scenie Leśnej. I choć jej zespół starał się jak mógł, by delikatna i rozpływająca się muzyka Francuzki wybrzmiała jak najlepiej, to wokalnie tego występu niestety nie dało się obronić. Pierwszy dzień festiwalu zakończyły występy żonglującego gatunkami kwartetu Special Interest z Nowego Orleanu, który łączył żarliwy punk, tryskający kolorami glam i szalony performance, rozsadzający energią Scenę Eksperymentalną; funkowa moc delikatnego jazzu i porywającego do tańca afrobeatu Londyńczyków z Kokoroko oraz miażdżąca ściana gitar Gilla Band, którzy zamknęli piątkowy lineup.
Drugi dzień OFF Festivalu rozpoczął się nie tylko z niepokojącymi warunkami pogodowymi, wiszącymi w powietrzu, które na szczęście okazały się dla artystów i fanów bardzo łaskawe, ale i najbardziej napiętym rozkładem jazdy spośród wszystkich trzech dni. Trudno było zdecydować się, ku której scenie kierować swoją uwagę, skład był tak mocny, że trzeba było dokonywać wielu trudnych wyborów. Na szczęście nim do tego doszło, sobota rozkręcała się spokojnie wraz z występami mieszającej gatunki formacji Tropical Soldiers in Paradise, wrocławskiego hip-hopowego kolektywu Sad Smiles oraz obiecującej gitarowej grupy we watch clouds. Sobota rozkręciła się jednak na dobre, gdy ze swoim wizerunkiem na Tent Stage w świetnym stylu rozprawiał się Belmondo, a główną scenę zdominowali prześwietni Izzy and The Black Trees. Z drapieżną wokalistką Izabelą Rekowską na czele udowodnili, że w pełni zasłużyli na miano najlepszego obecnie zespołu rockowego w Polsce. Było to pełne energii, postpunkowej mocy i piekielnej charyzmy wysmakowane gitarowe show. Swój występ zakończyli coverem utworu Iggy’ego Popa i The Stooges I Wanna Be Your Dog, który zaledwie dwanaście miesięcy wcześniej wybrzmiewał w oryginale na tej samej scenie.
Jednym z najbardziej wyjątkowych momentów tegorocznej edycji OFF’a bez wątpienia był koncert The Staples Jr. Singers, którzy pół wieku po wydaniu jedynej płyty zaczynają swoją karierę na nowo. Soulowa żarliwość i gospel rodem z kościoła na amerykańskim południu poniosły i polską publiczność w zdającym się nie mieć końca religijnym wręcz uwielbieniu muzyki. Dla takich chwil co roku wracam do Doliny Trzech Stawów. Z kolei na drugim biegunie festiwalu występowali za to prawdziwi debiutanci z Gurriers – faworyci do najlepszego koncertu gitarowego tegorocznej edycji. Podobnie katowicką publiczność porwał natchniony najlepszymi wpływami lat 80. – od Talk Talk po The Smiths – występ National of Language. Sporym zaskoczeniem okazały się tajemnicze koncerty Balming Tiger oraz Son Rompe Pera. Pierwsi okazali się być czymś więcej niż grupą k-popową, za to Meksykanie z drugiej formacji pomieszali tradycję latino z pulsującym punkiem. Kultowy zespół Spiritualized, choć nie był główną gwiazdą wieczoru, dał występ godny największych światowych scen. Brytyjska formacja dowodzona przez Jasona Pierce’a zaprezentowała kosmicznie uduchowiony przelot przez dyskografię grupy, udowadniając, że mają więcej wspólnego z britpopem niż wielu mogłoby sądzić. A nim scenę przejął headliner drugiego dnia – długo wyczekiwana grupa Slowdive – na Scenie Leśnej dostaliśmy rozwiązanie zagadki, która przez ostatnie tygodnie kryła się pod tajemniczą nazwą Udary. Specjalny projekt, jak się okazało dowodzony przez najczęściej powtarzającego się wśród typowanych artystów Dawida Podsiadło, był specjalną, powołaną wyłącznie na ten wieczór supergrupą, która w całości i niezwykle wiernie odegrała kultowy album Is This It The Strokes. Obok największej gwiazdy rodzimej sceny wystąpili jeszcze Rubens i Aleksander Świerkot na gitarach, Marcin Macuk na basie oraz Łukasz Moskal na perkusji. Występ-niespodzianka okazał się być fajną okazją do zabawy pod sceną, jednak po szumnie zapowiadanym wydarzeniu edycji można było oczekiwać czegoś więcej niż tylko zbyt dosłownego odegrania kultowej płyty 1:1. Za to Slowdive wybrzmieli już z należytą mocą, godną największej atrakcji drugiego dnia festiwalu. Legenda shoegaze’u z wokalistką Rachel Goswell na czele, która niczym nimfa czarowała bajecznym głosem na tle miażdżącej ściany gitar, zatrzymała w miejscu czas i pozwoliła oddać się błogiej kontemplacji dźwięków. Zakończenie soboty w wielkim stylu!
Ostatni dzień OFF Festivalu upłynął pod znakiem gwałtownego załamania pogody, które na szczęście nie odstraszyło festiwalowiczów. I słusznie, bo choć poprzedni dzień zawiesił wysoko poprzeczkę, to niedziela była niemniej warta uwagi. Spowitą deszczowymi chmurami Dolinę Trzech Stawów tradycyjnie już na sam początek przywitała zwarta reprezentacja polskich wykonawców: mocne Ugory, dzikie Węże, lekki mop i znakomite Nene Heroine. Warto sprawdzić zwłaszcza tę ostatnią ekipę z Gdańska, która w znakomitym stylu połączyła nowoczesny jazz i post-rockowe impresje. Zresztą polscy wykonawcy brylowali w niedzielę chyba najmocniej spośród trzech dni imprezy. Bardzo dobrze wypadła podbijająca rozgłośnie radiowe Daria ze Śląska, za to generyczna i powracająca na OFF’a Trupa Trupa w całości wykonała swój przełomowy album Headache. Jednak największe brawa bez wątpienia należą się cudownej hani rani, która swoją hipnotyzującą muzyką wprowadziła na terenie festiwalu klimat rodem z filharmonii. Dobrze było ją w końcu zobaczyć w Polsce, wszak artystka zasłużenie święci triumfy na scenach w całej Europie.
Odwołania i nagłe zmiany w lineupie festiwalu to bolączka wszystkich największych imprez świata. Proceder ten nie ominął również OFF’a, na szczęście był to tylko jednorazowy przypadek. Do Katowic nie dotarł pochodzący z Nigerii raper Obongjayar, którego szybko na scenie Tent zastąpili szaleni Franek Warzywa i Młody Budda, z miejsca zaskarbiając sobie serca publiki, która okrzyknęła młodych muzyków natychmiastowymi legendami festiwalu. Działo się również na Scenie Leśnej, która nie odstraszyła fanów piętrzącym się pod nią błotem. Mediolańska formacja Calibro 35 dała tam prawdziwy popis przestrzennej muzyki rodem z najlepszych spaghetti westernów, z kolei gdy zapadł zmrok scenę przejął cichy faworyt ostatniego dnia festiwalu – czerpiący z najlepszych wzorców bard Tamino – który w obliczu tragicznych okoliczności (przed występem dowiedział się o śmierci przyjaciela) dał najsmutniejszy koncert świata i jedną z najbardziej magicznych chwil festiwalu. Panująca wśród publiczności wymowna cisza jeszcze nigdy nie wybrzmiała tak głośno. Po chwili nastrój zmienił się o 180 stopni, bo na scenie głównej Confidence Man rozpętali najlepszą imprezę festiwalu. Brykający po Scenie Głównej duet z Australii był nie do zatrzymania, zaskakując co rusz zmyślną choreografią i bezwstydnym czerpaniem z najgłębszych odmętów muzyki euro dance lat 90. Guilty pleasure w najlepszej postaci! W tym samym czasie duet Desire czarował synthpopowym klimatem, który wszyscy pokochaliśmy dzięki ścieżce dźwiękowej do filmu Drive. Niedziela zakończyła się z przytupem - Panda Bear & Sonic Boom czarowali bajkową psychodelią, młodzi mocarze z VLURE dali jeden z najmocniejszych występów festiwalu, a King Krule udowodnił, dlaczego jako jeden z najciekawszych artystów swojego pokolenia, w wieku 28 lat zasłużył jak nikt na miano trzeciego z headlinerów.
Szesnasta edycja OFF Festivalu już za nami, ale choć ekscytująca i różnorodna muzyka wciąż wybrzmiewa w uszach fanów muzycznych odkryć, wszyscy, którzy w tym roku odwiedzili katowicką Dolinę Trzech Stawów wiedzą, że najbliższe miesiące upłyną nam pod znakiem odliczania do kolejnego wydania najlepszego z festiwali w Polsce. Do zobaczenia za rok!