Podróż do kresu ludzkiej natury - „Biedne istoty” Yorgosa Lanthimosa [RECENZJA]
SearchlightPictures/YouTube Screenshot

Podróż do kresu ludzkiej natury - „Biedne istoty” Yorgosa Lanthimosa [RECENZJA]

  • Dodał: Daniel Sztyk
  • Data publikacji: 17.01.2024, 23:04

Wszyscy kochamy reżyserów charakterystycznych, którzy posiadają artystyczny pazur oraz ogromny talent, który zostaje przekuty w imponującą wizję. Jednym z takich twórców jest Yorgos Lanthimos, który w ostatnich latach stał się jedną z twarzy kina autorskiego. Po 5-letniej przerwie, Grek powrócił z najnowszym obrazem i zaserwował publice dzieło, które wydają się być najważniejszym filmem w dotychczasowej jego karierze.

 

Artystyczna droga, którą przebył Yorgos Lanthimos, to dowód na to, że można zmienić Europę na Hollywood bez utraty twórczego ducha. Zwiększyły się budżety, ale charakter pisma pozostał ten sam. U laureata Złotego Lwa cały czas komedia miesza się z tragedią, a rozumiana na wszelkie sposoby dziwność wylewa się z ekranu. Do tego wszystkiego dochodzi skakanie po rozmaitych stylistykach, z których powstają smakowite koktajle. Biedne istoty to kolejny specjał od mistrza, który cały czas doskonale dobiera filmowe składniki.

 

Tym razem, autor Faworyty, wziął na warsztat powieść Alasdaira Greya o tym samym tytule. Biedne istoty to opowieść, której bohaterką jest  Bella Baxter, kobieta przywrócona do życia przez ekscentrycznego chirurga. Lekarz, który poświęcił swoje życie nauce, postanowił przeszczepić mózg małego dziecka dorosłej kobiecie. A to dopiero intrygujący punkt wyjścia, im dalej wejdziemy, tym więcej atrakcji na nas czeka. Lanthimos to mistrz kinowych niespodzianek, dlatego im mniej wiecie przed seansem, tym lepiej.

 

W przypadku takich filmów, jak Biedne istoty, ciężko jest szczegółowo opisać każdy z interesujących aspektów. Rozpiętość tematów, które porusza Lanthimos jest imponująca. 140 minut metrażu wystarczy Grekowi na poruszenie kwestii drogi do emancypacji, podziałów klasowych, obsadzania człowieka w roli boga, toksycznej męskości czy siły nauki. Twórca Kła, choć pragnie dużo zmieścić w jednym filmie, nie wpada w pułapkę chwytliwych nagłówków. Każde zagadnienie traktuje poważnie i choć na chwilę pozwala przejąć ekranowy czas wspomnianym tematom.

 

Dodatkowo Lanthimos nie boi się w Biednych istotach podejmować dialogu z tekstami kultury. Już sam punkt wyjścia jest swoistą wariacją na temat Frankensteina. Mających obawy chcę od razu uspokoić, Grek tylko puszcza oko do widzów i znaną opowieść dekonstruuje, a nie przepisuje bez chęci pogłębienia historii, żerując na nostalgii miłośników literatury grozy czy fanów klasycznych potworów. Kulturalne nawiązania stanowią dla autora Lobstera rodzaj narzędzia do stworzenia indywidulanie działającego utworu, która nie ma problemu z intertekstualnością. Dawno nie miałem w kinie takiej radochy z odszukiwania kolejnych smaczków, które reżyser zgrabnie poukrywał w prowadzonej przez siebie narracji.

 

Biedne istoty to jednak film, który ma jeden jasny cel, a pozostałe wątki służą głównie do zbogacenia fabularnej osi, jaką jest droga do emancypacji głównej bohaterki. Bella musi wyruszyć w podróż, która będzie dla niej inicjacją. Pozwoli jej zrozumieć reguły rządzące światem, w którym przyszło jej żyć. Musi zostać rzucona wilkom na pożarcie, by wykształcić mechanizmy samoobrony i dostrzec, że kluczem do wyzwolenia jest wiedza. Dawno w kinie nie widziałem tak intrygującej bohaterki, która miałaby w sobie tyle charyzmy, że mogłaby obsadzić nią kilka produkcji filmowych.

 

Bella nie byłaby tak wyjątkowa, gdyby nie wspaniała Emma Stone. Laureatka Oscara od pierwszych scen zawłaszcza sobie uwagę widza. Lanthimos doskonale korzysta z warsztatu Stone, która zdążyła przyzwyczaić widzów do tego, że jest gotowa się poświęcić dla roli. Tutaj wydaje się pokazywać pełną pulę swoich umiejętności. Dużo tutaj rzeczy trudnych do zagrania w sferze emocjonalnej, ale również cielesnej. Aktorka wiarygodnie oddaje zawarte w scenariuszu dziecięce zachowania swojej bohaterki oraz doskonale uchwyca pierwiastki zmian protagonistki.  W Biednych istotach Stone udowodniła, że jest w stanie zagrać po prostu wszystko.

 

Najnowszy obraz Yorgosa Lanthimosa to nie tylko fabularna i aktorska uczta, ale również audiowizualna perfekcja. Większy budżet pozwolił nagrodzonemu w Wenecji twórcy na wyzwolenie swojej wyobraźni, co przekłada się na przepiękne kadry. Stworzony na kształt wiktoriański Londyn, skąpana w pastelowym słońcu Lizbona oraz steampunkowy statek wycieczkowy to obrazy, które powinny na zawsze wpisać się do historii kinematografii. Operator Robbie Ryan wykazał się na planie Biednych istot wielkim poczuciem estetyki, czego rezultatem jest mozaika, w której mieszają się najróżniejsze estetyki. Przed seansem obawiałem się, że taki wizualny miszmasz może okazać się niestrawny. Bardziej pomylić się nie mogłem.

 

Biedne istoty to film jakich mało. Odznacza się wyjątkowością wizualną oraz narracyjną. Piękna szata graficzna idzie w parze z opowieścią, która komentuje ważne dla naszej rzeczywistości aspekty. Lanthimos po raz kolejny udowodnił, że tworzenie wyjątkowych światów opanował do perfekcji oraz pokazał, że coraz bardziej wyostrza swój zmysł społecznej obserwacji. Selekcja tematów, wszechstronność warsztatu oraz idealny dobór obsady sprawiły, że otrzymaliśmy wielkie kino. Na papierze Biedne istoty wydają się być dziwną bajką dla dorosłych, w praktyce jednak to dojrzała opowieść, której będziemy przyglądać się przez wiele lat, by doszukać się w niej kolejnych sensów. To znacznie więcej niż Frankenstein na nasze czasy.

 

Moja ocena: 9/10

Daniel Sztyk – Poinformowani.pl

Daniel Sztyk

Rozkochany w kinie i literaturze student polonistyki. W wolnych chwilach, gdy akurat nie siedzi w kinie, ogląda Premier League, by rozkoszować się magią futbolu. E-mail: danielszdanielsztyk@gmail.com